Spis treści

piątek, 27 października 2023

Rozdział 33

 
Ekipa remontowa


Oddział neonatologi był jak zawsze zatłoczony. Niemniej jednak Itachi uwijał się jak w okopie, aby wszystko dopiąć na ostatni guzik i wypuścić pacjentów, zanim zajdzie słońce.

Było to dość pracochłonne zajęcie i wymagało koncentracji, zwłaszcza że sam Uchiha pogrążony był w rozmyślaniach. Martwił się o brata, nie mniej niż o onkolog. Nie wiedział, co powinien był zrobić, a im dłużej główkował, dochodził do sprzecznych odpowiedzi.

W pewnym momencie usłyszał pukanie do gabinetu i odruchowo rozkazał wejść.

— Jeszcze jesteś na oddziale?

Zobaczył Rin, stojąca w progu gabinetu. Położna miała skrzyżowane ręce i zatroskaną minę.

— Muszę skończyć uzupełniać karty.

Starał się, aby jego głos brzmiał naturalnie. Było to o tyle ciężkie, że Nohara znała go bardzo dobrze, a ich przyjaźń trwała praktycznie od podstawówki.

— No nie — zaczęła poważnie. — Co to za przyjaciele, którzy non stop mnie okłamują?

Itachi starał się nie reagować. Uznał, że wpuści tę uwagę jednym uchem, wypuści drugim. Tak przecież było łatwiej.

— Uchiha! — krzyknęła Nohara. — Mówię do ciebie.

— Co powiedziałaś?

— Doskonale mnie słyszałeś.

W jej głosie usłyszał pretensje. Nie mógł też winić Rin, martwiła się o wszystkich. Jednak taka zawsze była.

Położna weszła w głąb gabinetu, zamykając drzwi. Odsunęła krzesło po drugiej stronie biurka, a rękami zasłoniła dokumenty.

— Kakashi nie chce, bym się o niego martwiła — zaczęła ze smutkiem w głosie. — To zrozumiałe, ma raka, jest w trakcie leczenia. Jednak wydaję mi się, że ty, Itachi nie masz podstaw, aby unikać odpowiedzi.

Neonatolog odsunął się do tyłu i podniósł głowę. Spojrzenie utkwił na twarzy przyjaciółki. Rin miała rację. Nie powinien oszukiwać, lecz ostatnio zdarzało mu się to tak często.

— Sakura pojechała w góry — zaczęła Nohara.

— Tak.

— O tej porze? Kiedy jest tak wielu pacjentów?

Itachi wziął głęboki wdech, a potem wypuścił powietrze ze świstem.

— Najprawdopodobniej tam odnajdzie Sasuke — przerwał ciszę. — Miał wykupiony weekend w spa.

— Że co?

Neonatolog jeszcze raz wziął wdech. Potem przypomniał sobie, że przecież Rin o niczym nie wie. A raczej nie przyznała się, by coś słyszała na ten temat.

— Czuję, że to będzie długa opowieść — mruknęła.

— Masz czas?

Gabinet przeszedł dźwięk ironicznego chichotu, który wydał z siebie lekarz. Choć z początku nie myślał o konsekwencjach, wiedział, że powinien wszystko wytłumaczyć przyjaciółce.

Z trudem więc opowiedział jej całą historię.


~ * ~


Lokal, w którym się znajdowali, był dość elegancki i na tyle zatłoczony, żeby Sasori już od pierwszych minut chciał z niego wyjść. Jednak przyjacielski obowiązek nakazał mu zostać i kolejną godzinę siedział samotnie przy barze, patrząc na korzystającego z życia Koji’ego. Deidara co chwilę zmieniał partnerki, bawiąc się i korzystając z dobroci, jakie dawała ta noc.

Jednak najbardziej żenujące było, gdy w pewnym momencie z parkietu posłał całuska w stronę siedzącego chirurga. Sasori przewrócił brązowymi tęczówkami, a potem pociągnął ze słomki swojego drinka.

Tak właściwie nie pamiętał, kiedy ostatnio był w klubie. A tym bardziej na imprezie. Odkąd rozstał się z Marią, nie patrzył na inne kobiety w sposób, w jakim powinien. Zresztą jedyne kobiety, które spotykał, były pacjentkami szpitala i koleżankami z personelu.

Wyciągnął telefon, na którego wyświetlaczu zobaczył dość późną godzinę. Jutro miał dzień wolny, lecz w życiu lekarza, myśl o urlopie przynosi pecha. Zwłaszcza gdy się było ordynatorem oddziału ratunkowego.

Siedział przy barze i obracał w dłoniach telefon. Wchodził w wiadomości i wertował skrzynkę pocztową.

— Jak bardzo trzeba być zdesperowanym, by w samym środku zabawy, usuwać wiadomości ze spamu?

Podniósł głowę, dostrzegając kobietę po drugiej stronie. Miała wiśniowe włosy, miodowe oczy i zgrabny, niewielki nos.

— Jak bardzo trzeba być bezczelnym, by o to pytać nieznajomego?

Kobieta zaśmiała się i pociągnęła łyk swojego napoju. Patrząc na szklankę, Sasori oszacował, że było to mojito.

— Vivi — powiedziała, a potem przygryzła wargę. — Teraz nie jestem nieznajoma. To, co cię męczy, artysto?

— Artysto? — Sasori uniósł brew do góry.

— Masz zadbane dłonie i smukłe palce. Telefon obracasz sprawnie, pewnie jak pędzel. Czyżbym się myliła?

Akasuna delikatnie się uśmiechnął, a kącik jego ust poszedł do góry.

— Myślę, że to nie jest twoja sprawa — odparł, nie zaprzeczając.

Kobieta zachichotała ponownie, zbliżając się do chirurga. Potem wyszeptała kilka słów, które tylko on mógł usłyszeć.

— Podziękuję — odparł, wstając z miejsca. Następnie wyciągnął portfel i pozostawił banknoty za alkoholowy napój. — A i nie jestem artystą, a zamiast pędzla w moich dłoniach przeważnie znajdziesz skalpel. Miłej nocy, Vivi.


~ * ~


— I to tak naprawdę koniec całej historii — wyrzucił Itachi, poprawiając się na krześle.

— Niezłe bagno — podsumowała Rin.

— Jednak moje.

Przez moment neonatolog liczył, że Nohara coś więcej powie. Może rozwinęłaby swoje spostrzeżenia? Aktualnie myślała, a palec przytknęła do ust.

— Ciężko się z tym nie zgodzić.

Rin podniosła głowę do góry i spojrzała na przyjaciela. W tamtym momencie mogła mu wszystko powiedzieć. Że był nieodpowiedzialny. Że powinien uważać. Itachi spodziewał się, że zruga go dosadnie i nie zostawi po nim suchej nitki.

— Żałuję, że Obito się w to wmieszał — powiedziała. — Jednak nawet gdyby tego nie zrobił…

— Zachowałem się jak tchórz.

— Nie da się ukryć.

— Jednak kocham doktor Haruno i nic na to nie poradzę.

Położna poprawiła się na krześle i ponownie zamilkła. Itachi czuł się jak na przesłuchaniu, a był zagubiony i w kropce. Sakura pojechała sprowadzić Sasuke, a on tkwił w szpitalu, pośród tych ścian, które dawały mu jakieś poczucie stabilizacji.

Bo tutaj był doktorem Uchiha.

— Musisz dać jej czas — Rin przerwała ciszę, jaka między nimi nastała.

— Nie jest to takie proste — westchnął w odpowiedzi. — Czuję się okropnie, niczym nastolatek.

— Całkiem zrozumiałe. Tak naprawdę nigdy nie byłeś zakochany, Itachi.

Uchiha pokiwał głową, a potem zaczął nerwowo pstrykać palcami. Przez cały okres dojrzewania skupiał się na nauce. Co prawda umawiał się z kilkoma kobietami, lecz nigdy nie było to nic poważnego. Zazwyczaj kończyło się na jednej, góra dwóch randkach. Nie miał czasu, studiując medycynę i starając się udowodnić ojcu, że bycie kimś innym niż kardiologiem też jest okej.

— Jednak uważam — ciągnęła dalej położna. — Że powinieneś szczerze porozmawiać z doktor Haruno. Czy pytałeś, co ona czuje? Jak się w tym odnajduje?

Itachi przygryzł wargę, a potem poprawił kucyka. Rin miała rację. Zamiast manifestacji swoich uczuć, powinien najpierw szczerze porozmawiać z Sakurą. 

— Spróbuj ją zrozumieć… Jest rozdarta pomiędzy dwoma braćmi.

— Ale Rin…

— Doskonale wiesz, że Sasuke jest dla niej ważny. Oboje jesteście. Jeśli szukasz rady i nie wiesz, co zrobić, porozmawiaj z nią. Poważnie o tym, co w niej siedzi i czego ona chce.

Uchiha pokiwał głową, a potem obserwował, jak Rin wstaje z miejsca, kładzie rękę na jego ramieniu i wychodzi z gabinetu.

— Powinieneś iść do domu — rzuciła w progu. — Praca nie jest dobrą wymówką na podjęcie odpowiedzialnych decyzji.

Trudno było się nie zgodzić z położną. Wiedział to także Itachi. Jednak wszystkim, o czym teraz myślał, to była Sakura.


~ * ~


Tamtego dnia było dość chłodno. Choć i tak cieplej, niż tydzień patrząc wstecz. Wychodząc z budynku szpitala, zaklęła siarczyście, starając się zachować równowagę. Chodnik był pokryty deszczem, który przymarzając, sprawiał, że zamieniał się w lodowisko. Temari nie cierpiała zimy i każdy w jej otoczeniu o tym wiedział.

Podążyła w znanym sobie kierunku, mijając zaparkowane pod szpitalem taksówki. Było już na tyle późno i nazbyt wcześniej, aby wrócić, zdjąć przemoczone odzienie i skierować się pod gorący prysznic. Zwłaszcza że cały dzień żyła świadomością, że musi w końcu wybrać kolor farby.

Poczuła, jak grunt osuwa jej się pod stopami i kolejny raz zaliczyłaby glebę, gdyby nie silne ramiona. Nie musiała patrzeć, znała ten zapach. Mentolowy, rześki i tak cudowny, że zakręciło jej się w głowie. I to nie raz.

— Uważaj na siebie — wyszeptał, a No Sabaku mogła przysiąc, że na jego twarzy zagościł uśmiech. W końcu Shikamaru uwielbiał stroić sobie z niej żarty. 

— I kto to mówi — prychnęła, łapiąc równowagę.

W odpowiedzi usłyszała chichot, a potem spojrzała w brązowe tęczówki neurochirurga. Doktor Nara puścił jej oczko, przez co zmieszana odsunęła się od niego. A potem skierowała się 

— To dokąd zmierzamy? — zapytał.

— Często zadaję sobie to pytanie — odpowiedziała Temari. — Dokąd i dlaczego?

— Pani No Sabaku, masz wyjątkowe słabe poczucie humoru.

Po chwili Shikamaru zasyczał, ponieważ pielęgniarka uszczypnęła go w dłoń. Nie zdążył jej odpowiedzieć, bo sięgnęła po odpieczętowaną paczkę papierosów i wyrzuciła je do kosza.

— A pan beznadziejny nałóg, doktorze Nara.

W całym ich “związku nie związku” to właśnie lubiła najbardziej. Te słowne potyczki. Natomiast Shikamaru wielbił czas spędzany wspólnie, przyśpieszony oddech, rumiane policzki i zadziorny charakter Temari.

Kroczyli w stronę miasta i choć nie uzyskał odpowiedzi, postanowił nie pytać ponownie. No Sabaku miała swoje tajemnice, jak zresztą każdy. Neurochirurg wiedział natomiast, że nie była osobą, która rzucała słowa na wiatr i zawsze ma jakiś pomysł. Była błyskotliwa i na tyle mądra, że czasami martwił się, jak blado przy niej wypada.

— Market budowlany? — zapytał, przekraczając próg sklepu.

— Nie mówiłam, że rozpoczęłam remont?

Shikamaru bezsłownie zaprzeczył, kiwając głową na prawo, potem na lewo. Natomiast ona skomentowała to przewróceniem oczami i pchając marketowy wózek, skierowała się w stronę działu z farbami.

— Co tak stoisz? — zapytała z irytacją w głosie.

Shikamaru westchnął i powolnym, trochę ospałym krokiem skierował się za pielęgniarką. No Sabaku jak zawsze była dla niego zagadką.

— Myślisz, że ten kolor pasuje? — zapytała, przykładając próbnik do materiału.

— A co to za różnica?

Nadęła policzki, a potem skrzyżowała ręce. Wydawała się obrażona jego uwagą i skomentowała to dość dosadnie. W tamtym momencie neurochirurg doszedł do wniosku, że nigdy nie zrozumie kobiet.

Kiedy Temari wybierała farby, Shikamaru udawał zainteresowanego. Nie chciał ponownie podpaść pielęgniarce, choć złoszczącą się na niego, wyglądała wyjątkowo uroczo. Przez moment pomyślał, że to dziwne, jednak wzruszył ramionami, jakby do siebie i skierował się za ukochaną do kasy.

Droga do mieszkania No Sabaku minęła im na przekomarzaniach. Shikamaru wcześniej wynajął w popularnej aplikacji samochód, a do bagażnika spakowali zakupy. Trasa zajęła im nie więcej niż piętnaście minut.

Konoha była dobrym miejscem do życia. Tak uważał Nara i najwidoczniej Temari podzielała to zdanie. Rozmarzona patrzyła na lampki, błyszczące w oknach lampiony. Choć minęło dość sporo czasu od świąt, miasteczko wciąż było urokliwe.

W mieszkaniu pielęgniarki dowiedział się, że kobieta sama wszystkie prace wykonuje. Nie chciał też przyznać, że sprawiło to na nim wrażenie. Jednak taka była Temari.

— Mieszkając z mężczyznami, nauczyłam się nie tylko korzystać z kluczy do samochodu — powiedziała, choć doktor jej nie zapytał.

— Pani złota rączka?

— Brzmi dość dwuznacznie.

Shikamaru zobaczył na jej policzkach rumieńce, jakby pielęgniarka miała w planach niecne rzeczy. Jednak to do niej nie pasowało. Nie zmysłowość, lecz skrępowanie. Ale to też było urocze.

Zabezpieczyli podłogę starymi gazetami. Temari wręczyła doktorowi pakunek, w którym odnalazł dresowe, trochę zniszczone spodnie.

— Czasami Gaara mi pomagał — wtrąciła na swoje usprawiedliwienie.

— Nie pytałem.

— Nie musiałeś, doktorze.

Shikamaru uniósł kącik ust do góry, a potem skierował się do łazienki. Pomieszczenie było do połowy rozwalone, ponieważ także przechodziło renowacje. Choć były trochę za krótkie, udało mu się wcisnąć w spodnie.

— I jak wyglądam? — zaśmiał się, wracając do pokoiku.

Wtedy ją zobaczył, w ogrodniczkach, lekko przybrudzonych, kraciastej koszuli i tradycyjnie związanych włosach. W dłoni miała pędzel.

Przez moment neurochirurg stwierdził, że to najpiękniejsze, co zobaczył w życiu. Temari No Sabaku, stojącą w zwyczajnym, roboczym ubraniu, silną i niezależną. Z zielonymi, błyszczącymi oczami i dołeczkami w policzkach.

A potem nogi same go poniosły i ujął jej podbródek. Pocałował malinowe wargi, lekko spierzchnięte. Gdy pomyślał, że go odrzuci i, co było bardzo prawdopodobne, uderzy, ona pogłębiła pieszczotę, wolną dłoń wkładając w ciemne włosy. Po raz pierwszy z taką fascynacją.






Od K: Witam ponownie. Tęskniliście? Mam nadzieję, że tak. Jednak coraz ciężej mi się tworzy i już więcej nie biadolę. A poza tym, jak jest nowy szablon, to zawsze u mnie oznacza zmianę. Dziękuję kochanej Chingyu za taką cudowną robotę ♥ Pozostawiam Wam kolejny rozdział, który, mam nadzieję, że się spodobał i wynagrodził moją nieobecność. A no i tak, dalej nie wracam do regularnego pisania.