Spis treści

środa, 15 grudnia 2021

Rozdział 10

 
Co znajduje się w ludzkiej świadomości?

Lodowe sople topniały, a powstające z nich krople uderzały w szpitalny parapet. Patrząc za okno, widziała spacerujących ludzi, którzy chcąc uniknąć zbliżającej się śnieżnej wichury, czym prędzej uciekali z otwartej przestrzeni. Niektórzy wchodzili do sklepów, inni do kawiarenek, zatłoczonych przez zgromadzonych na ciepłej kawie klientów. Konan obserwowała zachowania, nie mogąc zrozumieć, dlaczego jedna, mała kropka, ciągle siedzi na zaśnieżonej ławce w parku.
Temperatura w Konosze wynosiła ponad dziesięć stopni na minusie i z cała pewnością siedząca plama, musiała marznąć na zewnątrz. Pokiwała głową, westchnęła ciężko i skierowała się do wyjścia. Reką sięgnęła po płaszcz, który swobodnie wisiał na długim haczyku i zarzuciła na siebie. Torbę przełożyła przez ramię, a schowała do niej termos z gorącą herbatą.
Była nie za wysoka, drobna i skryta. Postawa zamknięta, ręce skrzyżowane, opierała brodę na kolanach. Na głowie miała czapkę, zaśnieżoną. Wysłużony płaszcz starała się szczelniej docisnąć do ciała. Patrzyła w niewidzialny, na szaroburej powłoce, punkt. Była nieobecna i odsunięta od rzeczywistości. Marzyła? Wspominała?
Ocknęła się dopiero, kiedy Tenshi podeszła bliżej. Rozejrzała się jakby zagubiona, a później w piwnych oczach pojawił się strach.
— Kim pani jest? — zapytała zlękniona, trzęsąc się z zimna.
— Nie powinnaś siedzieć w tym zimnie, możesz się rozchorować.
Konan podeszła bliżej, powoli, nieśpiesznie. Nieznajoma nie mogła mieć więcej niż piętnaście lat.
Doktor Konan Tenshi ukończyła Wydział Psychiatrii na prestiżowej uczelni Harvard. Całe życie kształciła się i dążyła do samodoskonalenia, poprzez odbyte praktyki i kursy. Była cenionym psychiatrą, więc zdawała sobie sprawę, że nie powinna podejmować pochopnych ruchów. Patrząc na rozbiegany wzrok dziewczynki, wiedziała jaki ma problem. Zaburzenia lękowe.
Konan znała tą chorobę i wiedziała, że paradoksalnie ludzie z zaburzeniami lękowymi mogą wydawać się bardzo spokojni. Zwykli ludzie mogą nie zauważyć momentu ataku paniki, ponieważ osoba może chcieć ukryć swoją reakcję, żeby nie zwracać niczyjej uwagi. Z resztą wiele objawów zaburzeń lękowych może być doświadczanych wewnętrznie.
— Powinnaś się napić — wyciągnęła powoli w kierunku nastolatki termos. — Spokojnie, to herbata.
Dziewczyna patrzyła na twarz Tenshi, a później na trzymany przez nią termos. Przechodzący ucisk w klatce piersiowej, wciąż nieprzyjemnie powodowało, że zginała się w pół. Szybkie bicie serca świadczyło o kolejnym napadzie.
Nastolatka ciężej oddychała, więc Konan przyglądała się bacznie, starając się pomóc. Uspokajała, powtarzała, że nie zrobi krzywdy. 
— Czy odczuwasz mdłości? — zapytała. Dziewczynka pokiwała głową na znak potwierdzenia. — Nazywam się Konan Tenshi, pomogę ci.
Piwne oczy nastolatki patrzyły na psychiatrę, a ręce trzęsły. Już dłuższą chwilę kołysała się na boki, starając uspokoić napad. Zawsze sobie tak radziła. Sama.
Konan starała się powoli nawiązać porozumienie, podała ciepłej herbaty. Dziewczynka upiła łyk, nieśmiało i bojaźliwie. Psychiatr wiedziała, musi jej pomóc.
— Yoko — powiedziała spokojnie dziewczyna, obracając w zmarzniętej ręce zakrętkę. — Mam na imię Yoko.
— Miło mi cię poznać Yoko.
— Nie lubię być sama — ciągnęła dziewczynka. — Jednak podczas tych napadów... Nie lubię... Boję się...
— Spokojnie Yoko. Jestem lekarzem, pomogę ci.
— Pani jest lekarzem?
— Wiem, że nie wyglądam.
— Nie ma pani fartucha.
— Fakt, jestem psychiatrą. Pomogę ci z twoim bólem.
— Nie jestem czubkiem — warknęła Yoko, podając Tenshi zakrętkę.
— Masz napady lękowe, pomogę ci sobie z nimi poradzić.
— Dam sobie radę.
Dziewczyna podniosła się z ławki i zabrała leżący obok plecak. Popatrzyła na Konan, tym razem nie miała strachu w oczach, a żywy gniew. Odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę głównej alei.
— Lęk jest jednym z najczęściej występujących objawów psychopatologicznych. — tłumaczyła Konan swoim studentom. Od dawna Tenshi specjalizowała się w tej tematyce. — Lęk można określić, jako nastrój, w którym dominuje odczucie silnego zagrożenia lub zatrważającej zmiany wywodzącej się z nieznanego, nierealnego źródła. Jest odpowiedzią organizmu na irracjonalne zagrożenie. Zaburzenia lękowe to nie to samo, co strach — powtarzała niejednokrotnie rezydentom. — Przy zaburzeniach  lękowych często pojawiają się skurcze żołądka, mdłości, zawroty głowy lub natłok myśli.
Stała na głównej auli Zakładu Psychiatrii Szpitala Konoha. Na jej wykłady przychodzili studenci pobliskiej akademii a nawet przyjeżdżali z innych miast. Zazwyczaj tego samego wieczora, kiedy wychodziły zapisy, miejsc brakowało. Kakashi cenił Tenshi i wiedział, że pacjenci przebywający na jej oddziale są w bardzo dobrych rękach.
— Niektóre reakcje można dostrzec, chociażby pocenie się lub zaczerwienienia na skórze, ale niekoniecznie łączy się je z zaburzeniami lękowymi. Podobnie częstym elementem zaburzeń lękowych są myśli takie jak „co się ze mną dzieje?” „zaraz umrę” lub „zaczynam wariować”. Dopóki te stwierdzenia nie zostaną zwerbalizowane, nie mamy pojęcia co się dzieje w głowie drugiej osoby.
Patrzyła na zgromadzonych studentów. Kiedyś miała z tym problemy, lecz obecnie przypominali jej, że jest potrzebna. Niedawno myślała, żeby zostawić to wszystko i w końcu odpocząć, jednak tym razem, po spotkaniu z przerażoną dziewczynką, postanowiła zostać.
— Świetny wykład — Kakashi podszedł do stolika, kiedy zbierała notatki do wysłużonej aktówki.
— Nie wiedziałam, że dyrektor pofatygował się na wykład.
Odwróciła się do Hatake i uśmiechnęła. Widok włodarza był dla niej zaskoczeniem, ponieważ dotychczas żaden z piastujących to stanowisko lekarzy nawet nie pofatygował się zapytać, czy czegoś nie potrzebuje.
— Zawsze zastanawiała mnie ludzka świadomość oraz to, co dzieje się w naszych głowach — odparł Kakashi. — Bardzo ciekawie pani doktor przedstawia problemy.
— Cieszę się, że tak pan twierdzi.
— Chciałbym by w Konosze każdy pacjent wiedział, że ma wsparcie. W końcu tak nasza rola?
Konan obserwowała dyrektora, na którego twarzy wciąż gościł niewymuszony, pełen empatii uśmiech.
— Żeby tak było potrzebne są zmiany - wtrąciła, zabierając z biurka teczkę.
— Dlatego tutaj jestem.
Przemierzali korytarz, kierując się w stronę zakładu psychiatrii. Konan opowiadała Kakashiemu, co należałoby zmienić, co poprawić, a co może zostać. Dyrektor wsłuchiwał się, zważając na potrzeby i wydawało jej się, że w końcu ktoś rozumie, jak ważne jest kształcenie młodzieży pod względem psychiki. Patrząc na zadawane przez niego pytania i proponowane rozwiązania była spokojna. Wreszcie ktoś pomoże jej zrealizować plan naprawy ludzkiej psychiki.


~ * ~


— Święty Mikołaj powinien odpocząć — powiedziała spokojnie, stojąc przy oknie szpitalnej sali. — Będzie musiał przebyć cały kontynent, by podarować prezenty dzieciom. Tym większym i mniejszym też.
— Proszę sobie odpuścić wypowiadanie tych farmazonów o grubym, ubranym w czerwone wdzianko, podstarzałym dziadku — Mito leżała na łóżku i pustym wzrokiem obserwowała robotników wieszających świąteczne ozdoby.
— Czyli rozumiem, że ciebie tez nie kręci ta świąteczna otoczka?
— Jestem na tyle dorosła, że zdaję sobie sprawę z tego co mnie otacza. Co gwiazdkę czekałam na Mikołaja, żeby w końcu odkryć prawdę. przyłapałam ojca kładącego prezent podpisany przez matkę.
— Chciałabym, abyś wyszła ze szpitala na święta - powiedziała Sakura siadając na krześle obok łóżka.
— Pani doktor tego chce, czy matka poprosiła o taką możliwość?
— Jedno i drugie — westchnęła. — Święta powinnaś spędzać z bliskimi, a nie w szpitalnej sali.
Mito spojrzała na ordynator, brązowe tęczówki nie zabłysły z radości.
— Chyba coś cię niepokoi? — Sakura ujęła młodą dłoń.
— Po prostu tutaj nie muszę znosić tych wszystkich spojrzeń litości — Mito zamknęła oczy i wzięła głęboko powietrze do płuc. — W domu obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Ciągle tylko odczuwam bolesne spojrzenia, słyszę szepty i cała moja obecność to jedna, wielka szopka. Matka nie zostawia mnie na krok, ojciec bierze wolne w pracy.
— Jesteś niepełnoletnia, więc nie mogę im zabronić wziąć cię do domu.
— A jakbym źle się poczuła?
— Nawet nie myśl, że będziemy oszukiwały — Sakura skarciła nastolatkę. — Powinnaś święta spędzić w domu, koniec tematu.
Sakura wstała z miejsca, zabrała kartę pacjentki i wyszła z kolorowej sali.
— Nienawidzę świąt! — krzyknęła za nią Mito.
— To jest nas dwie — wyszeptała Sakura i skierowała się w kierunku gabinetu.
Dochodziła szósta i za chwilę powinna kończyć swój dwudziestoczterogodzinny dyżur. Była zmęczona, obolała i potrzebowała prysznica. Po wczorajszym rollercoasterze spowodowanym zebraniem ordynatorów, czuła się jeszcze bardziej beznadziejnie. Na szczęście udało się wyprostować nieścisłości i na obecną chwilę Sasuke nie groziła komisja zawodowa.
Weszła do gabinetu, odkładając teczkę Mito na biurko. Pochwyciła ramkę ze zdjęciem, które wykonali po odebraniu dyplomów i przypomniała sobie o porannym incydencie. Westchnęła.
W oczyszczeniu Sasuke z zarzutów sporo zasługi miała Karin. Trafnie wygłosiła informację o stanie pacjenta, a później Sakura przedstawiła swoje spostrzeżenia odnośnie uciskającego guza.
— Pacjent znajdował się w fatalnym stanie. Badania krwi ukazywały, że chorował od dłuższego czasu.
— Czyli sugeruje pani, że doktor Uchiha postąpił według obowiązujących zasad? — Obito Uchiha mierzył ją wzrokiem, znad swoich okularów Ray-Ban.
— Uważam, że rodzina pacjenta zataiła informacje o stanie zdrowia pacjenta — Sakura odpowiedziała spokojnie. Przez lata prowadzonej pracy nie jednokrotnie spotykała się z przesłuchaniami komisji.
— Pacjent trafił z niewydolnością krążeniową — wtrącił Akasuna. — Ciśnienie wciąż wzrastało, nie byłem w stanie nic zrobić. Wtedy...
— Wtedy? — Obito spisywał wszystko na swoim służbowym laptopie. W dodatku włączył dyktafon, aby wszystko co zostało wypowiedziane, mu nie uciekło.
— Wtedy zostałam posłana po doktora Uchiha — wtrąciła Ino, wstając z miejsca. — Ino Yamanaka, pielęgniarka. Kiedy dotarłam do gabinetu doktora, od razu ruszył do pacjenta. Doktor Uchiha jest wspaniałym lekarzem, nigdy nie zaszkodził pacjentowi.
— Czyli uważa pani, że wszystko zostało przeprowadzone według zasad?
— W tamtej chwili najważniejszy był czas — Sasuke w końcu powstał z miejsca. Jego twarz była tajemniczo ponura, lecz Sakura znała go na tyle, że wiedziała, iż pod maską obojętności, gotuje się w środku. Na tej cholernej sali był ofiarą, a Obito Uchiha najwyraźniej nie chciał traktować go ulgowo. W sumie z jednej strony powinien zachowywać się profesjonalnie, lecz z drugiej Sakura zastanawiała się, dlaczego stara się udowodnić, że kuzyn popełnił błąd? — Pacjent umierał, zrobiłem co w mojej mocy, aby...
— Aby skrócić mu cierpienie?
— Nie! Chciałem uratować jego życie. Serce nie pracowało za dobrze, zastawki były na wykończeniu. Musiałem sprawdzić, co jest przyczyną. Wtedy...
— Wtedy?
— Wtedy jeszcze nie zauważyłem uciskającego guza. Byłem pewny, że problem leży w nadkrzepliwości.
— Jak można nie zobaczyć guza uciskającego aortę?
Sasuke stał przed wszystkimi. Czuł wstyd. Zacisnął pięść, a kłykcie zaczęły bieleć od nadmiaru siły. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Obito Uchiha chcę przed wszystkimi udowodnić, że to on jest najlepszym kardiologiem w tej rodzinie.
— Czy to wszystko panie komisarzu? — wtrącił Hatake. — Ordynatorzy są potrzebni na oddziałach.
— Tak, mam co chciałem. Proszę tylko wszystkich, którzy wypowiadali się w kwestii operacji o złożenie podpisów.
Wszyscy zgromadzeni zaczęli wychodzić z sali. Sakura starała się jak najszybciej dotrzeć na oddział, kiedy poczuła na nadgarstku mocne szarpnięcie.
— Sakura poczekaj!
Odwróciła się, spoglądając na Sasuke. Na jego twarzy ujrzała rumieniec. Wyglądał... słodko.
— Chciałem podziękować ci, za to, co powiedziałaś...
— Podziękuj Karin, bo to ona znalazła guza — odpowiedziała spokojnie.
— Ach, rozumiem.
— Myślę, że powinieneś zaprosić ją na kolację — uśmiechnęła się. — Albo przynajmniej na kawę. Całą noc zarwała w szpitalu, by ci pomóc. To ona przyszła do mnie z wynikami. Powinieneś ją nosić na rękach.
Sasuke popatrzył na Sakurę ze zdziwieniem, jednak chyba miała rację — to Karin poprosił o pomoc. Uzumaki bezinteresownie zajęła się jego problemem. Czując jak dłoń Sakury uwalnia się z jego uścisku, nie próbował jej zatrzymać. Dotarła do niego bolesna prawda, którą cały czas odrzucał. Sakura Haruno nie odwzajemnia jego uczuć.


~ * ~


Kakashi wtargnął do niego, właściwie bez pukania. Siedząca przy boku postać obdarzyła go spojrzeniem czarnych tęczówek, a przestraszona asystentka próbowała zatrzymać.
— Pan Uchiha jest zajęty! — krzyczała, lecz Hatake nie słuchał i podszedł bliżej biurka.
— Nie zajmę zbyt dużo czasu — odbąknął i stanął na przeciwko siedzącego gospodarza.
— Spokojnie Yuki — Obito machnął ręką i wskazał Kakashiemu wolne miejsce. — Możesz już wyjść.
Blondynka zaczerwieniła się, poprawiła rękawy żakietu i skierowała się w stronę własnego biurka. Zamknęła drzwi.
— Napijesz się? — zapytał Obito, biorąc do ręki butelkę szkockiej whisky, rocznik tysiąc dziewięćset pięćdziesiąt sześć.
— Teoretycznie jestem w pracy.
— Wyobraź sobie, że ja też.
Obito Uchiha wyciągnął dwie, kryształowe szklanki i zapełnił do połowy bursztynową cieczą. Jedną podał przyjacielowi, a druga opróżnił. Kakashi nie drgnął.
— Co cię do mnie sprowadza?
— To raczej ja powinienem zapytać, co ty zrobiłeś?
Chłód głosu Hatake rozbrzmiał po gabinecie. Obito wiedział, że przyjaciel był zły i nie była to bynajmniej błahostka. Kakashi Hatake zawsze ratował swoich podwładnych i Sasuke Uchiha nie był wyjątkiem. Odłożył szklankę na dębowy blat i spojrzał w kierunku dyrektora konoszańskiego szpitala.
— Zrobiłem to za co mi płacą. Przeprowadziłem inspekcje.
— Oczerniłeś mojego ordynatora na oczach większości personelu.
— Zadałem mu tylko pytanie...
— Które mogłeś zachować dla siebie.
Oburzenie w głosie Hatake było wręcz palące. Wiele razem w życiu przeżyli, lecz nigdy Obito nie widział go w takim stanie.
— W twoim szpitalu zmarł pacjent, a ostatnią osobą, która widział był Sasuke. Rodzina zmarłego to szanowani w tokijskich kręgach biznesmeni.
— Przecież Sasuke zrobił wszystko...
— Sasuke nie sprawdził, czy pacjent choruje na inne przypadłości.
— Mówisz tak, bo starasz się przestrzegać kodeksu, czy dlatego, że to twój kuzyn? — Kakashi oparł dłonie o blat biurka. Gdyby można było wzrokiem zabijać, za pewno Uchiha już by nie żył.
— Powiązania krwi nie mają nic z tym do rzeczy.
— Myślę, że właśnie mają — Kakashi wstał. — Zżera cię zazdrość, że Sasuke zaproponowałem to stanowisko.
Obito otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz przyjaciel szybko uciszył go gestem dłoni.
— Wiem, że składałeś podanie i razem z Takayoshim planowaliście przejęcie szpitala i przyłączenie go do twojej kliniki. Ostrzegam cię Obito, lepiej nie pociągaj Sasuke do odpowiedzialności, bo to może źle się dla ciebie skończyć.
— Czy ty mi Hatake grozisz? — syknął, a czarne oczy zmrużył w gniewie.
— Ostrzegam — powtórzył Kakashi i otworzył drzwi. — Przemyśl, dlaczego zostałeś lekarze i co zrobiłbyś w tej sytuacji.
W holu skinieniem głowy pożegnał asystentkę i wyszedł z kliniki. Nie mógł uwierzyć, że najlepszy przyjaciel chciał posunąć się do tego wszystkiego. Od dłuższego czasu starał się odrzucać wszystkie sygnały, lecz kiedy wczoraj na auli zobaczył na własne oczy, co kariera zrobiła z Obito, ogarnęła go złość. Przecież Uchiha zawsze gardził układami.
Drogę do szpitala pokonał pieszo. Chciał zaczerpnąć świeżego powietrza. Mroźny wiatr mierzwił szarawą czuprynę. Od zawsze spacer pozwalał na ochłonięcie i poukładanie myśli.
Jego kieszeń wibrowała, więc wyciągnął czarny, niewielki telefon.
— Hatake.
— Panie dyrektorze, zwołali zebranie rady szpitala. Domagają się wyjaśnień — głos Shizune był zdenerwowany, co było rzadkością. — Tsunade-sama oczekuje, że złoży pan obszerne wytłumaczenia.
— Będę za dziesięć minut.
Rozłączył się i schował telefon. Następnie przetarł dłonią twarz i wziął głęboki oddech.
Jak zawsze szykują się wspaniałe święta - pomyślał i ruszył w kierunku szpitala.


~ * ~


Czuł się obolały i zmęczony, a dopiero połowa pracy była za nim. Ledwo powstrzymywał się od zrzucenia niewygodnego, poliestrowego kombinezonu, w którym przebywał stanowczo zbyt długo. Biała broda uwierała go i powodowała, że prawie kichnął na siedmioletniego pacjenta.
Itachi był wprost idealnym Świętym Mikołajem.
— Jestem już stary i bolą mnie plecy — wyrzucił, kiedy na szpitalnym korytarzu spotkał Sakurę.
— Jak widać karma wraca — odpowiedziała i zaśmiała się, dając przebranemu świętemu delikatny pstryczek w czoło. — Bardzo przystojny z ciebie Mikołaj.
Westchnął i oparł się o barierkę. Z tego miejsca, mogli zobaczyć scenę i siedzących pacjentów na przygotowanych wcześniej krzesełkach. Chociaż z początku odczuwał lekki sprzeciw, ostatecznie zgodził się zagrać Mikołaja dla małych pacjentów. 
— Za rok przysięgam, że mnie tutaj nie będzie — powiedział, ukradkiem spoglądając na stojącą obok koleżankę. — Najlepiej wyjadę do ciepłych krajów.
— Tam nie znajdziesz choinki, którą w świętach najbardziej uwielbiasz.
— Kolorowe światełka założę na palmę.
Przy Itachim czuła się bezpiecznie. Poprawiał nastrój i odpędzał smutki. Upiła gorącą czekoladę i oblizała spierzchnięte usta. Poczuła na nich smak słodkości i odwróciła się do lekarza.
— Chyba czas wrócić do pacjentów — westchnął Itachi i skierował się na oświetloną scenę z czerwonym fotelem bujanym.
Sakura wróciła do swoich obowiązków, którymi było pilnowanie pacjentów, aby grzecznie oczekiwali w kolejce. Nie mogli się przepychać, ani popychać. Zaczęła żałować Itachiego, lecz wspominając jego spojrzenie w windzie, uśmiechnęła się. Od zawsze uważała, że karma wraca.
— No w końcu! — zawołał Itachi, kiedy ostatni z pacjentów zszedł z jego kolan i skierował się w stronę doktor Haruno. Itachi zaczął żałować chłopca, ponieważ od kilku lat chorował na białaczkę, a wciąż bezskutecznie poszukiwali dla niego dawcy szpiku.
Zszedł ze sceny i ściągnął uwierającą brodę. Był spocony i potrzebował prysznica. Przemierzał korytarz w grubych, oficerskich butach, powoli rozpinając guziki karmazynowego kombinezonu. Czuł się jak idiota, zmęczony idiota, w dodatku włosy naelektryzowały się i zasłaniały oczy. Nim zdążył się zatrzymać, wpadł na jakąś przeszkodę.
— Sakura? — zapytał ze zdziwieniem, dostrzegając różowe pukle włosów.
— Chciałam ci podziękować.
— Myślę, że nie masz za co...
— Zdecydowałeś się i dzielnie wytrzymałeś osiem godzin w tym beznadziejnym kombinezonie, słuchając życzeń małych urwisów.
— Niektóre były ciekawe.
— Dziękuję, to było miłe.
Stali pod drzwiami gabinetu. Itachi zastanawiał się, czy powinien przeciągać tą konwersacje? Jednak, gdy Sakura pocałowała w podzięce jego policzek, nie potrafił zbyt trzeźwo myśleć. Złapał kobiecy nadgarstek i jednym ruchem pociągnął za klamkę. Pośpiesznie napadł na wargi, delektując się słodyczą pitej przez Haruno czekolady. Przekręciła zamek i położyła drobne dłonie na gorącym torsie. W amoku pożądania wpadli na stojące pośrodku biurko. Z impetem Uchiha zrzucił leżące dokumenty, a następnie odwrócił kobietę. Teraz on napierał na jej biodra, pocałunkami brutalnie zaznaczając, że należy w tej chwili do niego.
Wydała gardłowy jęk, kiedy w przypływie ogarniającego ich pożądania, podniósł materiał spódnicy do góry. Zwinnymi palcami ściągała jego kombinezon, delektując twardością dotykanych mięśni. Przygryzł wargę, dając kolejne uczucie rozkoszy, słodkiej męki, na którą kolejny raz sobie pozwolili. To był ich mały, słodki armagedon.


~ * ~


Sasuke krzątał się po korytarzu wiodącym do prosektorium. Niezbyt wiedział od czego ma zacząć, ale musiał przyznać racje doktor Haruno - to zasługa Karin, że wciąż wykonuje swój zawód. Powolnym krokiem przemierzał ostatnie metry, dzielące go od dużych, metalowych drzwi. Zagryzł wargę i zrugał się w myślach, za swoje tchórzostwo.
— Doktor U-u-uchiha? — wyjąkała Uzumaki, kiedy przypadkowo uderzyła drzwiami ordynatora.
— Chciałem podziękować — powiedział, uciskając obolałe miejsce na czole. Karin spojrzała na niego z troską, proponując zimny okład. Następnie Sasuke skierował się za nią do pokoju socjalnego. — Słyszałem od doktor Haruno, że to pani zasługa.
— Doktor Haruno? — odpowiedziała przykładając lód w worku do zranionego miejsca kardiologa.
— Dziękuję ci Karin z całego serca — uśmiechnął się, odbierając opatrunek. Kiedy ich dłonie się złączyły, poczuł, że kobieta speszona zaczyna się rumienić. — Masz plany na święta?
Uzumaki otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, a na usta wkradł się. delikatny uśmiech.
— W... w sumie... w sumie to nie — wyjąkała, starając się nie zapomnieć jak się oddycha.
— Może w ramach podziękowania zgodzisz się mi towarzyszyć w rodzinnym bankiecie?
Karin myślała, że serce wyskoczy z klatki. Czarne tęczówki Sasuke miały w sobie pewnego rodzaju głębie, którą od dawna podziwiała. Gdy pierwszy raz zobaczyła go na szpitalnym korytarzu, niewidzialna siła spowodowała, że zatraciła się. Przystojny kardiolog powodował przyjemne dreszcze i skurcze podbrzusza. Zazdrościła Haruno, że była z nim tak blisko. Teraz mogła mieć satysfakcje, że pójdzie z nim na bankiet, w dodatku do jego rodzinnego dworu.
— Mogę pójść — próbowała brzmieć naturalnie.
— Cieszę się — odparł  i powstał ze stołka. Wciąż trzymając worek z lodem pożegnał się i wyszedł.
To bankiet u rodziców załatwiony — pomyślał i skierował się na oddział.
Karin wciąż stała oniemiała w socjalnym pokoju. Czuła nieukrywaną radość, która grzała ją od środka.
Uchiha Sasuke właśnie poprosił cię, abyś poszła z nim na świąteczny bankiet — jej podświadomość zacierała ręce. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to musiała być dla niego ważna sprawa, przedstawi jej całą rodzinę. Pogwizdując pod nosem skierowała się do gabinetu. Rozgościła w czerwonym fotelu i przeglądała zapiski.
Chichrała się pod nosem. zastanawiała się, jaką minę będzie miała doktor Haruno, kiedy przypadkowo zdradzi jej informację na temat bożonarodzeniowych planów. Dziwny skurcz podbrzusza zdawał się emanować na każdą cząstkę ciała. 
Uchiha Sasuke w końcu będzie jej.




Od K: Łapcie dziesiąty rozdział, w którym troszkę przybliżyłam postać psychologicznej divy  Konan. Nie miejcie za złe, że może trochę za krótki epizod, jednak więcej Pani Tenshi pojawi się po rozdziałach przedstawiających inne osoby. Wszystko w swoim czasie. Na następny zapraszam za dziesięć dni, a dokładnie 25.12  świąteczna niespodzianka, o której od dawna wspominam. A teraz zagadka, kto w następnych rozdziałach? ^.^

A teraz reklama:

Dla miłości człowiek jest w stanie poświęcić wszystko — tak kiedyś myślała. Jednak, kiedy bolesna prawda uświadamia ją o platonicznym, beznadziejnym uczuciu, pod osłoną nocy siedemnastoletnia kunoichi Sakura Haruno opuszcza Wioskę Liścia i udaję się w nieznane sobie ostępy. W samotnej puszczy poznaje starego wroga, który wspominając jej umiejętności, tym razem proponuję współpracę. Sakura przystaje na propozycję, wstępując w szeregi niebezpiecznej organizacji zwanej Brzaskiem. Niefortunny los łączy ją ze starszym bratem Sasuke — Itachim oraz człowiekiem rekinem Kisame. Czy Sakura będzie w stanie zapomnieć o dręczącym ją przez całe życie uczuciu? Czy już zawsze będzie musiała się ukrywać przed najbliższymi? Czy Różowy Brzask zdąży przetrwać?

Zapraszam na historię ItaSaku  Różowy Brzask, gdzie po długiej nieobecności dodałam Rozdział 3




4 komentarze:

  1. Ja jestem zdecydowanie team ItaSaku... Lepiej by było gdyby Sasuke był z kimś innym niż sakura czy karin (bardzo ja zrani pewnie). Konan - ciekawa postać i sama jestem ciekawa jej dalszej historii c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Team ItaSaku... ostatnio mam do nich jakąś słabość :D
      Zakładam, o ile mi się uda, że Szpital będzie tasiemcem i chciałabym by coś się działo, więc nie wykluczam niczego. Na pewno będą roszady i to ItaSaku nie będzie takie oczywiste, a właściwie nie wiem, czy rzeczywiście będą razem :x

      Co do SasuKarin to tak jak wspomniałam, będzie się działo, będą zwroty akcji. Zobaczymy, co z tego wyjdzie i czy będzie miało to ręce i nogi. Bo na razie mam plan tylko na 15 rozdziałów.

      Usuń
  2. Uhuhu jak dla mnie gwiazdą tego odcinka jest zdecydowanie Kakashi. Nawet nie spodziewałam się po nim tylu emocji i tak dziarskiego ratowania Sasuke.

    No a nasz biedny Sasuś niekochany przez Sakurę. Kraja mi to serce!

    Itachi mikołajem? No no no. Czy też raczej ho ho ho.
    Niee nie! Prosze przestać. Proszę sie NIE NAPASTOWAĆ. HALO SAKURA. TY powinnaś byś z Sasuke!!!

    Oj biedna Karin. On nie będzie twój. Oj nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kakashi to taki dobry wujek, co wpada zawsze w sam środek burdelu i robi porządek :D Nasz medyczny dyrektor będzie petardą w tym opowiadaniu, jednak chcę byście poznali najpierw jego personel. ^.

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥