Spis treści

piątek, 2 grudnia 2022

Rozdział 25


Ani mru mru

 

Szybko pchnął nosze, a drzwi automatycznie się rozsunęły. Akasuna nie musiał być geniuszem, by wiedzieć, że Hatake jest nieprzytomny. Kisame założył mu tubę i uciskając dotleniał organizm. Chirurg podbiegł szybko do ratownika i zaczął wypytywać?

— Kisame, co się stało? — Akasuna pochwycił w dłoń stetoskop i włożył w uszy. Następnie przyłożył do klatki dyrektora.

— Dostaliśmy wezwanie na jedno z osiedli. Pani Hatake wytłumaczyła, że Kakashi zemdlał wysiadając z samochodu.

— Szybko na salę, będziemy musieli dotlenić — Akasuna wydawał szybki rozkazy Temari, któr zjawiła się natychmiast obok.

Sasori wszedł do sali i zauważył, jak Temari przypina pacjenta do aparatury. Na elektrokardiogramie widoczny był słaby wykres, lecz serce kakashiego wciąż współpracowało. Sasori natychmiast zaczął sprawdzać, czy dyrektor odzyskał oddech. Niestety, gdy stwierdził, że ciało Kakashiego wciąż jest w stanie omdlenia, zaczął wykonywać resuscytację.

— No dalej Kakashi! — powiedział, wykonując masaż serca. — Nie zostawiaj mnie tutaj.

Kolejne dwa wdechy, a następnie uciśnięcia.

… 

Dwadzieścia dwa…

Dwadzieścia trzy…

Sasori starał się jak mógł, gdy w końcu usłyszał głośny wdech, a ciemne oczy dyrektora powoli się otworzyły.

Odetchnął z ulgą i otarł spocone czoło.

— Sasori? — usłyszał słaby głos kardichirurga.

— Wreszcie się ocknąłeś — odpowiedział z ulgą, stawiając krok do tyłu.

Kakashi chwile rozglądał się po pomieszczeniu, dochodząc do wniosku, że musi znajdować się w szpitalu. Prócz Sasoriego, dostrzegł Temari stojącą w kącie sali.

— Zasłabłeś — zaczął powoli Akasuna.

— Już czuję się lepiej…

— Często zdarzają ci się omdlenia?

— Nie, to był pierwszy raz — powiedział zgodnie z prawdą.

— Musisz się oszczędzać Kakashi. Dyrektor nie powinien…

Sasori przerwał, kiedy Hatake próbował ściągnąć wszystkie podpięte do klatki klamry. Jednak napotkał przeszkodę w postaci silnej dłoni Sasoriego.

— Chyba nie myślisz, że tak po prostu wstaniesz i wyjdziesz — powiedział stanowczo chirurg.

— Właśnie mam taki zamiar…

— Kakashi! — Sasori gniewnie spojrzał na dyrektora. — Muszę zrobić ci badania kontrolne. Nie wypuszczę cię.

— Nie musisz — Hatake wydawał się być nie przejęty. — Doskonale znam stan swojego zdrowia.

Sasori podparł dłonie na biodrach, bursztynowymi tęczówkami wyrażając zniesmaczenie. Nie był zadowolony z odpowiedzi dyrektora.

— Zrobię ci te badania Kakashi — powiedział ostro. — Czy chcesz, czy nie.

— Sasori nie proszę byś tego nie robił. A raczej nawet nie chcę.

— Nie ustąpię i wiesz o tym!

Już Hatake chciał coś powiedzieć, gdy do sali wkroczyła starsza kobieta.

— Kakashi!

Sasumi Hatake szybko podbiegła do syna i przystanęła przy łóżku. Na jej twarzy dało się ujrzeć strach, obawę i troskę.

— Kakashi — wyłkała. — Ka-kashi…

Dyrektor westchnął. Po chwili poczuł silne objęcie matki.

— Zaraz mnie udusisz — wychrypiał z gorzką miną.

— Tak się martwiłam, a ty…

Sasori patrzył na rodzinę Hatake, próbując dojść do zrozumienia, co tak właściwie się stało. Kakashi, który zawsze był okazem zdrowego trybu życia, zemdlał, stracił przytomność i trzeba było go praktycznie przywracać do życia. To nie było normalne.

— Sasori?

Akasuna usłyszał głos przełożonego i spojrzał w jego stronę. Hatake zaczynał się podnosić, lecz surowy wzrok matki sprawił, że pozostał na łóżku.

— Wezwij Haruno — powiedział poważnie.

— Po co ci…?

Sasori urwał, gdy zobaczył groźny wzrok dyrektora. Zrozumiał, że to sprawa, o której nie chciał rozmawiać przy matce. Jednak skoro nalega, aby wezwać doktor Haruno… To mogło oznaczać tylko jedno. Kakashi miał jakiś onkologiczny problem.

— Zaraz po nią zadzwonię — powiedział chirurg i odwrócił się.

Skinieniem głowy pożegnał dyrektora i jego matkę. Wyszedł z sali i skierował się w stronę gabinetu. Wyminął ciekawskie spojrzenie Kisame oraz zignorował pytanie No Sabaku, gdy rzuciła coś o dyrektorze.

Wyciągnął słuchawkę ze stacjonarnego telefonu i wybrał odpowiedni kod wewnętrzny, który przypisany był dla onkologii.

Słucham? — usłyszał surowy głos Sakury.

— Doktor Haruno, pilny przypadek — powiedział poważnym tonem.

Co się stało?

— Opowiem wszystko na oddziale — mruknął i zakończył połączenie.

Odłożył telefon na swoje miejsce i spojrzał po gabinecie. Obawiał się o Kakashiego. Nie wiedział, co przed nim ukrywa dyrektor. To wszystko było pogmatwane i zbyt nieoczekiwane.


~ * ~


Temari ujrzała go, gdy w piątek wyszła z izby przyjęć. Opierał się o metalową barierkę, która pomagała pacjentom wyjść po schodkach. Ubrany w kurtkę, w ustach trzymał połowę papierosa. Zaciągnął się dymem i wypuścił obłok.

— Myślałam, że chcesz rzucić palenie — wtrąciła na powitanie.

— Chcieć nie zawsze znaczy móc — odpowiedział, wyciągając peta z buzi.

— Wolę powiedzenie: dla chcącego nic trudnego.

Uwielbiał ich przekomarzania. Pielęgniarka zawsze starała się go sprowadzić na ziemię, po której niewątpliwie twardo stąpała. Wtedy neurochirurg obserwował jej twarz. Poważne, zielone oczy mrużyła, delikatnie marszczyła malutki nos i malinowe usta układała w dziubek. Wydawało się to zabawne, szczególnie, gdy chwile później złościła się, gdy coś dopowiadał.

— Czasami jednak jest to dosyć trudne i kłopotliwe — mruknął i zgasił niedopałek o srebrny kosz.

— A nie uważasz, że jesteś po prostu zbyt leniwy?

Zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową.

— To gdzie idziemy? — zapytała.

— Jak myślisz, gdzie cię zabieram? — odparł automatycznie na pytanie kolejnym pytaniem.

— Mam sporo czasu — wzruszyła ramionami. — Jednak po dwunastogodzinnym dyżurze, organizm przypomina mi, żeby coś zjeść.

— A co konkretnie chcesz zjeść?

— Mam ochotę na chanko-nabe.

— Cieszę się — powiedział. — Ponieważ też mam na nie ochotę.

— Czyli zgadłam?

Nara pokiwał głową, a następnie wskazał kierunek postoju swojego samochodu.

— Muszę dostać za to jakąś nagrodę.

— To też przygotowałem — uśmiechnął się.

— Naprawdę?

Skinął znów głową, a następnie pilotem otworzył elektryczny zamek.

— Proszę — otworzył przed pielęgniarką drzwi. — Tylko zapnij pasy.

— Dobrze — powiedziała. — Co to za nagroda?

— Zgaduj, dobrze ci idzie.

Temari przez moment zamilkła. Przyłożyła palec do policzka, który nadęła. Neurochirurg zauważył, że zawsze tak robiła, gdy o czymś intensywnie myślała.

— Najnowsze wydanie Classic auto?

— Dokładnie — odparł. — Masz dzisiaj niewiarygodnie dobrą passę.

— Może powinnam puścić totolotka?

— Najwyraźniej tak.

Odpalił silnik i ruszył przed siebie. Znał dobrą restaurację, z japońskimi potrawami. Miał nadzieję, że wciąż podają tam solidne porcje.

Tak naprawdę to Shikamaru nie miał wcześniej wybranego miejsca, a No Sabaku żadnej zwycięskiej passy. Po prostu neurochirug wczoraj wymyślił plan, którego chciał się skrupulatnie trzymać.

Gdyby zaproponował Temari konkretne miejsce, czy zajęcie, mogłoby jej się nie spodobać. A skoro sam nie miał praktycznie na nic specjalnego ochoty, chciał by ona pomogła mu. Nie bez przyczyny zapytał, jak myśli.

Gdyby powiedziała mu, że zgaduję, że zabierze ją na sushi, on by przytaknął i zabrał na kilka rolek surowej ryby. Kiedy jednak wskazałaby chęć pójścia do kina, od razu podałby w którą stronę mają iść.

Leżąc w łóżku wymyślił plan rozpracowania kobiety. Pozwolić jej decydować. Tylko w przypadku pielęgniarki, najważniejsze było, by nie zorientowała się, że sama ciągle podejmuje decyzje.

Kierowali się w stronę centrum. Pogoda była dość optymistyczna, zwłaszcza, że był styczeń i początek roku. Śnieg zaczął topnieć, a samochodowy termometr wskazywał okolice zera stopni Celsjusza.

Było już ciemno, lecz uliczne latarnie oświetlały im drogę.

— Uważaj! — usłyszał głos Temari i automatycznie nacisnął hamulec.

Przed nimi, w odległości nie większej niż pięćdziesiąt metrów, ujrzeli dwa samochody. Jeden był praktycznie do połowy skasowany, drugiego natomiast prawy bok.

No Sabaku szybko odpięła pas, by razem z Shikamaru skierować się do rannych. Zauważyli cztery osoby. Małżeństwo z dzieckiem i mężczyznę, któremu Temari nie dałaby więcej niż dziewiętnaście lat.

— Zadzwoń na pogotowie! — krzyknęła w stronę Shikamaru, a sama zaczęła kierować się do drzwi.

Neurochirurg wykonał polecenie kobiety, a po chwili zakończył rozmowę z Kisame. Ratownik zapewniał, że dotrą za niecałe pięć minut i wezwie odpowiednie jednostki. Shikamaru ściągnął kurtkę i podwinął rękawy koszuli. Teraz najważniejsze było życie poszkodowanych.


~ * ~


Po pięciu minutach na miejscu zjawiły się odpowiednie służby, włączając w to karetkę ze szpitala. Ratownicy udzielili pomocy poszkodowanym i całą czwórkę wzięli do pojazdów.

— Dlaczego, gdy zawsze się coś dzieje, ty się tam znajdujesz? — usłyszała znajomy głos i nim się zorientowała, Gaara stał tuż przed nią.

— Bo niestety z naszej trójki mam najwięcej szczęścia — odpowiedziała ironicznie.

— Dobrze, że tobie nic się nie stało.

— Razem z doktorem Nara jechaliśmy za tymi samochodami — powiedziała już spokojniej.

Posterunkowy Gaara No Sabaku z nieukrywanym zdziwieniem spojrzał w stronę neurochirurga. Zdecydowanie był zaciekawiony, co siostra robiła z tym mężczyzną.

— Gdzie jechaliście? — zapytał, obserwując jak obcy mężczyzna wyciąga papierosa z paczki i płynnym ruchem go zapala.

— To przesłuchanie?

Temari zmarszczyła brwi. Nie chciała mówić bratu, że zaczyna się z kimś spotykać. Ostatecznie pamiętała jak zakończył się jej poprzedni związek i co obiecał młodszy brat. Nie chciała także, by Gaara ingerował w jej życie. Zaraz by się wygadał Kankurō.

— Po prostu pytam — mruknął, poruszając niespokojnie nosem. — Ciekawość, ludzka ciekawość.

— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Zielone oczy błysnęły niebezpiecznie. Temari nie podobało się, gdy ktoś ingerował w jej życie.

— Martwię się o ciebie — powiedział policjant dość przepraszającym tonem.

— Jestem już dużą dziewczynką — odparła, odwracając się od brata.

— Poczekaj!

Gaara chwycił jej ramię, co nie do końca spodobało się Shikamaru. Neurochirurg automatycznie stanął przy kobiecie i objął ją ramieniem. Gniewne spojrzenie brązowych oczu skierował na funkcjonariusza.

— Nie nadużywa pan za dużo swoich przywilejów? — powiedział surowym tonem. — Chyba ta kobieta nie chce już rozmawiać.

— Doktorze Nara, proszę, daj spokój — wyszeptała Temari.

— Jestem jej bratem — wtrącił Gaara. — Proszę posłuchać mojej siostry, inaczej…

— Inaczej, co?

Temari wyrwała się z uścisku brata, po czym chwyciła neurochirurga i odciągnęła go na bok.

— Poczekaj w samochodzie — rozkazała. — To nie zajmie długo.

— Na pewno chcesz do niego wracać? — mruknął, patrząc na kobietę.

Pielęgniarka pokiwała głową i uśmiechnęła się. Shikamaru wiedział, że był to fałszywy uśmiech, jednak uniósł ręce w geście kapitulacji i skierował się w stronę samochodu.

— Musiałeś to zrobić? — rzuciła karcącym tonem w stronę najmłodszego brata.

— Ale co takiego? — odparł, mrużąc miętowe oczy.

— Przypominam ci, że jestem najstarsza z naszej trójki. Nie pozwolę ci ingerować w moje życie. Zwłaszcza, że zachowujesz się jak idiota.

— Nie podoba mi się — powiedział, krzyżując ręce na piersi.

— Całe szczęście — rzuciła kąśliwie Temari.

— Dobrze wiesz o czym mówię!

— To moja sprawa z kim i co robię — warknęła, przybliżając się do funkcjonariusza. — Jestem dorosła. Mam w sobie wiele siły, dobrze o tym wiesz.

— Co nie znaczy, że możesz spotykać się z jakimś…

— Nie — wtrąciła szybko, chcąc uciąć tą dyskusję. — Nie spotykam się z jakimś. Doktor Nara jest porządnym facetem, a ty jesteś do wszystkich uprzedzony. Zluzuj majtki Gaara, bo następnym razem to mnie będą odciągać od ciebie, aby ci nie przywalić w łeb, abyś trochę wyluzował.

Patrzyła jak brat otwiera usta, po czym zamknął je, rezygnując najwidoczniej z przekonywania siostry. Był zły, widziała to w miętowych oczach i zaciśniętych bladych pięściach.

— Będziecie musieli złożyć zeznania — powiedział w końcu, kiedy Temari odwróciła się w kierunku samochodu.

— Dobrze, złożymy jeżeli będzie trzeba.

— Uczestników wypadku przewieziono do Konohy.

— Wiem — westchnęła. — Gdy ich stan będzie stabilny, dam ci znać.

Temari odeszła, zostawiając brata bez zbędnych słów. Była zła, lecz nie mogła odreagowywać na innych. Nie chciała też mieć problemów, więc po prostu weszła do samochodu i zapięła pas.

— Okej? — zapytał Shikamaru, przerywając ciszę.

— Młodsi bracia czasem są nieznośni — mruknęła, nie patrząc na lekarza.

— Jestem jedynakiem, więc niezbyt mogę się w tej sprawie wypowiadać.

— Nas jest trójka — wtrąciła, patrząc jak kierują się w stronę centrum. — Jestem najstarsza, jedyna kobieta w tym rodzinnym towarzystwie.

— Podejrzewam, że i tak rozstawiasz wszystkich po kątach?

Temari zaśmiała się i poczuła, że całe napięcie i złość powoli z niej ulatuje. Nie chciała zepsuć tej randki, więc patrzyła przed siebie. Dosłownie w tej chwili poczuła dotyk na dłoni.

— Martwi się o ciebie — wypowiedział Shikamaru, patrząc pewnie w oczy pielęgniarki. Stali właśnie na czerwonym świetle.

— Nie obrazisz się, gdy zmienimy plany? — westchnęła.

Doktor pokiwał przecząco głową, a następnie uniósł brew.

— Jednak nie mam ochoty na japońską kuchnię.

— To gdzie mam jechać?

Temari pokierowała lekarza na północ. Przemierzali ulice Konohy, które gdzieniegdzie zapełnione były ludźmi.

— Tutaj — wtrąciła, gdy znaleźli się na jednym z osiedli.

— Blokowisko?

— Pomyślałam, że możemy u mnie zjeść pizzę i coś obejrzeć? — dodała nieśmiało. Nie wiedziała, czy Shikamaru spodoba się ten pomysł, lecz po kłótni z bratem nie miała siły na nic innego.


~ * ~


Tamtego dnia, gdy ją zobaczył, był pewien, że dosadnie powiedział, że nie chce jej znać. W końcu serce, które zapełniła fałszywym uczuciem, gniło wewnątrz niego, powodując ból, ilekroć o nim myślał.

Był zmęczony tym żalem, który wypełniał go od środka. Bezsilnie wstawał i kierował się na obchód, by choć trochę podnieść się na duchu. Uważał, że uratowanie ludzkiego życia wprowadza maleńki promyk, delikatną iskierkę nadziei na to, że jednak nie jest taki bezwartościowy.

Była to jego dwudziesta druga godzina i miał serdecznie dosyć wszystkiego. Prócz Kakashiego, musiał pilnie nastawić dwa palce, trzy nadgarstki. Usztywnił złamaną nogę, wybity bark i skręconą kostkę.

Kilka razy odwiedzał go Deidara, który w przerwie między pacjentami, wypił z nim kawę i opowiedział o nowej wystawie, którą planuje zobaczyć.

— Zobaczysz, będzie fajnie! — rzucił w pokoju socjalnym.

— Kiedy to ma być?

— Z początkiem lutego — Dei pokazał na ulotce. — Wystawa nosi nazwę Dwudziestowieczne formy ekspresji na przykładzie drugiej wojny światowej.

— Czyli tematyka wojny i eksplozji?

— Eksplozje są fajne! — ożywił się Deidara.

— Powiedz to wszystkim, którzy zginęli od wybuchu bomby — mruknął posępnie Sasori.

— Mówię o sztuce, a nie prawdziwym życiu.

Koji zmrużył gniewnie oczy, jakby chcąc zgnieść przyjaciela.

— Pomyślę nad tym — westchnął chirurg i wypił ostatki swej czarnej herbaty.

— Zawsze tak mówisz, a potem zapominasz — burknął Deidara.

— A ty jak zawsze mi o tym przypomnisz.

Sasori spojrzał na blat, na którym znajdował się jego osobisty pager. W jednej chwili wyświetlacz zrobił się pomarańczowy, a następnie zauważył, że jest potrzebny na oddziale.

— Wracam do pracy — powiedział, biorąc urządzenie do ręki.

Jednym kliknięciem potwierdził zgłoszenie. Popatrzył na przyjaciela, który jadł swoje mochi. Sasori lubił mochi. Tak samo jak Deidara. Z tym, że Akasuna preferował bardziej wytrawne. Dzisiaj był dzień Kojiego. Zajadali się tym o smaku zielonej herbaty.

— Powodzenia — odparł blondyn i wziął jedną kulkę w palce, a później otworzył usta i włożył całą do ust.

Sasori odwrócił się i skierował na swój oddział. Pozostało mu niewiele czasu do końca, jednak wiedział, że, gdyby to nie był pilny przypadek, No Sabaku nie wzywałaby by właśnie jego.

Spojrzał na zegarek, którego tarcza wskazywała dwudziestą pierwszą godzinę. Był już delikatnie ospały, jednak szybki przypływ adrenaliny, dodał mu podwojonych sił.

Wytrzeszczył oczy w zdumieniu, stojąc osłupiały. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze kiedykolwiek przeżyje ten sam zawód.

— Co się tu dzieje?!







Od K: Kolejny miesiąc zawitał, więc zapraszam na dwudziesty piąty rozdział. Nie mogę wciąż uwierzyć, że już to grudzień. Przecież dopiero co pisałam niespodziankę na święta, a tu zaraz kolejne. Jednak, tym razem szykuje coś innego. Myślałam o szablonie świątecznym, jednak zupełnie nie wiem z jaką postacią chcielibyście go ujrzeć? ^.

2 komentarze:

  1. kij w resztę postaci, królami tego rozdziału jest definitywnie shikamaru i temari - jacy oni są razem cudowni!
    wgl to takie kjut jak shikamaru zaraz chciał bronić temari, a to tylko gaara przecież i no Sabaku sama by mu mordę obijała gdyby chciała xD

    super, że pojawił się nowy rozdział, czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze kończysz w najlepszych momentach, wrr!
    Powtórzę się po raz kolejny : idealnie opisujesz relację między Shikamaru i Temari.
    Cieszę się, że Sasori'emu udało się uratować Kakashi'ego, ale i tak jestem ciekawa rozmowy Sakury z dyrektorem... Tyle się dzieje, a ja mam tylko do przeczytania dwa rozdziały... A potem czekanie!

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥