Spis treści

czwartek, 23 marca 2023

Rozdział 29


Jaki ojciec, taki syn.


Wysiadając z samochodu został zaatakowany przez chłodny wiatr, który rozwiał ciemne kosmyki, powodując, że na moment Itachi stracił obraz sprzed oczu. Znajdował się na parkingu przed restauracją, w której ostatnio odbył dość niemiłą, problematyczną i nieszczęśliwą w jej konsekwencji rozmowę. Na parkingu znajdowało się niewiele pojazdów, z resztą godzina była już dość późna. Dostrzegł także na jego końcu czarnego mercedesa ze znajomą tablicą. Fugaku już musiał wejść do środka i czekać na syna.

Itachi guzikiem zamknął samochód, a później raz jeszcze dłonią odsłonił oczy spod napaści czarnych kosmyków. Ręce wsadził w kieszeń płaszcza i powłóczył nogami do wejścia. Popatrzył jeszcze szybko na niebo, granatowe, gwieździste, z którego nieśmiało atakowały jego twarz sypkie płatki śniegu.

Wziął głęboki wdech, a później wypuścił powietrze, pozostawiając kłęby pary.

W lokalu część stolików było zajętych. Jednak od razu odnalazł ojca. Fugaku siedział pod oknem, patrząc nieobecnym wzrokiem na obraz za szybą. Zamówił już kieliszek wina, który wciąż stał przed nim. 

— Panie Uchiha — usłyszał cieniutki głos jednej z pracownic. — W czym mogę pomóc?

— Jestem umówiony — odpowiedział, podnosząc kąciki ust.

Jedną z niewątpliwych zalet Itachiego, która nadawała mu uroczego wyglądu, była zdolność uśmiechu oczami. Zazwyczaj policzki unosiły się do góry, a oczy układały się w łuk. Drugą były dołeczki w policzkach.

Kelnerka odwzajemniła uśmiech, a następnie sympatycznie nakazała za sobą pójść. Itachi z reszta tak uczynił i po chwili zjawił się przed stołem ojca. Fugaku był jakby pogrążony w zadumie, więc pediatra musiał odchrząknąć, aby sprowadzić go do czasu rzeczywistego.

— Zamyśliłeś się? — to nie było pytanie, a raczej wskazanie na fakt.

— Przepraszam — odpowiedział ojciec, swym jakże oficjalnym tonem.

— Długo czekasz?

— Przyjechałem dwadzieścia minut temu — Fugaku spojrzał na rolexa, którego miał przypiętego do ręki.

— Ale chyba się nie spóźniłem?

— Nie, nie — pokręcił przecząco głową ojciec. — Chciałem zjeść jakąś kolację. Nie byłem wcześniej w domu.

— Ale wszystko jest okey?

— Tak, dlaczego miałoby nie być?

Itachi odsunął drogo zdobione krzesło i usiadł naprzeciwko ojca.

— Nawet nie zdążyłeś wypić wina — zauważył.

— Czekałem na syna.

— Jaki to rodzaj?

— Merlot — Fugaku chwycił za szklaną nóżkę kieliszka. — Mają tutaj dość dobrą kartę win — skierował wzrok na leżące z boku menu. — Co w sumie może być dziwne. Sądząc po nazwie lokalu.

— Teraz w większości restauracji znajdzie się oferta spoza nazwy lokalu — zauważył Itachi.

Do stolika podeszła inna dziewczyna, niż ta, która czekała na niego przed wejściem. Była drobna, miała blond włosy i brązowe oczy. Na twarzy kilka piegów i najwidoczniej nie była stąd. Miała dość niespodziewaną urodę.

— Czy mogę przyjąć zamówienie? — zapytała serdecznym głosem.

Itachi sięgnął po kartę, którą tak właściwie nie otworzył, a którą kilkakrotnie w życiu przewertował. Kelnerka patrzyła na niego spod wachlarza rzęs, a na jej policzkach pojawiały się rumieńce. Najwidoczniej Itachi jej się podobał.

— Poproszę Miso-shiru — powiedział, dalej wertując kartę dań.

— Czy jakiś napój podać?

— Lampkę Merlota — zakończył Itachi i odłożył kartę.

Kelnerka zapisała wszystko i skierowała wzrok w stronę seniora.

— Grillowane Hitsumabushi — powiedział Fugaku. — Napój jeszcze mam, więc na obecną chwilę wystarczy.

Kobieta skinęła głową i odeszła od stolika. Itachi odchylił się i poczuł oparcie krzesła. Natomiast Fugaku popatrzył na syna, a jego oczy były podkrążone.

— Masz problem ze snem? — zapytał pediatra.

— Po prostu się martwię — odrzekł spokojnie senior. — Możesz mi w końcu wytłumaczyć, co tak właściwie się stało?

Itachi przez moment nie odzywał się. Spoglądał tylko w obraz za oknem, miasto pogrążone w pojawiającym się gdzieniegdzie blasku przedzierającego się przez budowle księżyca.

— Dlaczego Sasuke znikł i nie odbiera telefonów?

Pediatra zacisnął dłoń w pięść, a włożył w to za dużo siły. kłykcie zaczęły mu cierpnąć, a ich odcień przypominał białą, szpitalną ścianę.

— Itachi — wtrącił ojciec, dość ostro jak na niego. Następnie odchrząknął, jakby zdając sobie sprawę, że powinien się uspokoić. — O co znów się pokłóciliście?

— Po prostu — zaczął ciężko pediatra.

— Może powinienem zapytać, o kogo?

Itachi popatrzył na ojca, który odchylił się na swoim fotelu i poprawił ciemną marynarkę. Jego twarz była jak zawsze nieprzystępna, jednak blask, który pojawił się w ciemnych oczach, spowodował, że syn domyślił się, do czego ojciec zmierza.

Wziął głęboki wdech i zaczął mówić prawdę. Już i tak nie było sensu dłużej robić z tego tajemnicy. Z resztą… Nie był z Sakurą, ani nic nie zwiastowało na to, że kiedykolwiek znów się zejdą.

— Twoja matka powoli traci wiarę — wtrącił Fugaku, upijając łyk wina. — Nie wiem, ile będę w stanie ją bronić przed tym tematem. Wciąż wypytuje czy Sasuke się odzywał. A ja ją okłamuję, że wyjechał na sympozjum.

— Doceniam to — powiedział pediatra. — Jeżeli będzie trzeba sam jej powiem o wszystkim. Jednak nie chcę, by się martwiła.

— To co się wydarzyło?

Itachi już miał się odezwać, gdy do stolika dotarło ich zamówienia. Kelnerka pochyliła się i położyła na stole dania — węgorza dla seniora, zupę dla pediatry. Przypadkowo jej palce dotknęły dłoni Itachiego, więc przestraszona tylko spuściła wzrok, dodając słabe przepraszam. 

Kiedy odeszła, Fugaku spojrzał na niewzruszonego syna.

— Chyba odziedziczyliście dużo rzeczy po mnie — powiedział z dumą. — Za mną też kobiety się oglądały.

— Nie obraź się, ale z waszej dwójki, to matka jest piękna — wtrącił syn. — Ty jesteś… Przeciętnej urody.

— Doprawdy?

Zjedli swoje dania, które były jak zawsze smakowite i dobrze doprawione. Jednak pan Uchiha niewątpliwie wywierał na niego nacisk, aby przeszli do sedna. Itachi starał się odkładać tę rozmowę, jak najdłużej mógł. Układał ją także w głowie na kilka sposobów. Dzisiaj rano stojąc w łazience nawet powstrzymywał łzy. Miał chwile zwątpienia i gniewu. A teraz, kiedy już doszło do momentu kulminacyjnego, nie wiedział, co powiedzieć.

— Miałem romans z doktor Haruno — powiedział, starając się ukryć zakłopotanie. — A Sasuke się o wszystkim dowiedział.

Fugaku wciąż siedział naprzeciwko syna. Jego twarz nie zdradzała nic. To musiało być dla niego lekko szokującą informacją. Jednak nie wyglądał na kogoś, kto jest całkowicie zaskoczony. Miał delikatnie ściągnięte brwi, a usta zamknięte. Nie otworzył ich z pytaniem jak do tego doszło? Nie mówił nic, co nie dokońca ucieszyło Itachiego.

— Nie dziwi mnie to — w końcu się odezwał.

Pediatra podniósł wzrok i nakierował go na ojca.

— A jak to?

— Sakura jest piękną kobietą — wzruszył ramionami ojciec. — Nie dziwię się, że wpadła wam w oko. Z resztą… Jest bardzo podobna do matki.

— Zaraz — wtrącił Itachi. — Czy ty… Próbujesz mi powiedzieć?

Tym razem to Fugaku wziął głęboki oddech. Następnie ze świstem go wypuścił. To było dziwne, nawet dla Itachiego. Jego ojciec, najwyraźniej… Fugaku Uchiha był zestresowany.

— Mebuki i ja mieliśmy romans — powiedział, a ton jego głosu był dość niski.

— Czy matka?

— Oczywiście, że nie — rzekł stanowczo. — Są przyjaciółkami od czasów szkolnych. Nie mogłem jej tego powiedzieć.

— Ale przecież?

— Tak, kocham waszą matkę — Fugaku poprawił kołnierz koszuli i lekko poluzował ciemny krawat. — Jest wszystkim co najlepsze w moim życiu. Pokochała takiego ignoranta i buca, jakim jestem.

— Nie mogę się nie zgodzić…

Itachi popatrzył na ojca, który zamiast udzielić mu reprymendy, tylko uniósł kąciki ust do góry i spojrzał na kieliszek wina. Znów po niego sięgnął i wypił całą zawartość.

— Jednak małżeństwo to nie tylko szczęśliwe, sielankowe życie. Tutaj nie tylko liczy się miłość. Przez te wszystkie lata, które spędziłem u boku twej matki, wiem, że nie mogłem trafić lepiej. Piękna kobieta, pełna empatii i pasji, ciepła i troskliwa. Spełnienie marzeń niejednego mężczyzny.

— To dlaczego?

— Małżeństwo to swego rodzaju kompromis. Czasami musisz schować swoją dumę do kieszeni i myśleć o tym, czego chce druga osoba. Ja niestety… Nie potrafiłem odpuścić. Liczyła się dla mnie kariera, chciałem spełnić oczekiwania wszystkich. Z czasem zaczęliśmy się oddalać. Byłeś wtedy młody.

— Dalej nie rozumiem — wtrącił Itachi i tym razem to on upił łyk wina. — Dlaczego miałeś romans?

— Byłem na jednej z naukowych konferencji — ciągnął dalej. — Była tam także firma farmaceutyczna, w której pracowała Mebuki. Nie chcę zwalać winy na alkohol, bo przydarzyło się więcej takich razy, w których spędziliśmy wspólnie noc. Później spotykaliśmy się potajemnie.

— Ile to trwało?

— Kilka miesięcy — odrzekł poważnie kardiolog. — Mebuki była odważna i przebojowa. Była ukierunkowana na swój cel. W jej oczach ujrzałem blask, który z czasem opuścił moje oczy. Myślałem, że znów nauczyłem się kochać.

Wraz z wypowiadanymi słowami, Itachi miał dziwne uczucie, że to wszystko mógł samo powiedzieć. Uczucia ojca były dokładnie tym, co czuł, gdy przebywał z doktor Haruno.

— To, co się wydarzyło, że zmieniłeś zdanie?

— Mebuki zaszła w ciąże — powiedział szeptem. — Zaczęliśmy się kłócić. Zarzucała mi, że to się wymknęło spod kontroli. Powiedziałem jej, że nie mogę porzucić swojej rodziny. Nie mogłem was Itachi zostawić. Byłeś wtedy jeszcze dzieckiem. Miałeś nie więcej niż trzy lata.

— Ale to przecież niemożliwe — wyszeptał Itachi. — Przecież Sakura jest… Sakura nigdy nie mówiła, że ma jakieś rodzeństwo.

— Mebuki poroniła w pierwszym trymestrze. Dziecko, które ojciec powinien zaakceptować… Nigdy nie miało szansy, aby się narodzić.

Itachi spojrzał na tatę, którego ciemne oczy zaszkliły się. Był to wyjątkowo niecodzienny widok. Praktycznie Itachi nie pamiętał, czy ojciec kiedyś płakał. Czy to ze śmiechu, czy smutku.

— Później poznała Kizashiego, wyszła za mąż, zaszła w kolejną ciąże — Fugaku uniósł kącik ust do góry. Jednak ten uśmiech był bardzo, ale to bardzo mizerny. — Urodziła się Sakura. A pech chciał, żeby trafiła do tej samej klasy, co Sasuke. Mikoto był taka szczęśliwa. Zawsze powtarzała mi, że pragnie aby Sasuke związał się z Sakurą. Chciała, aby to była taka dobrana para. Widziała jak on patrzy na Haruno. Co noc opowiadała mi historię, co twój brat powiedział. Zawsze akcentowała to, że chciał jej zaimponować.

Poprosili o rachunek, a następnie powoli skierowali się na parking. Choć to Itachi martwił się tą rozmową, wydawało się, że Fugaku miał o wiele gorzej. No cóż, może rzeczywiście to było przeklęte fatum, krążące po ich rodzinie?

— Jeżeli się odezwie, dam znać — powiedział Fugaku.

— Tato! — zawołał za mężczyzną Itachi, zatrzymując ojca nim wszedł do samochodu. — To wszystko tak naprawdę stało się przez Obito. To on wszystko przekazał Sasuke. A powinienem to zrobić ja. Od razu, gdy…

— Teraz juz czasu nie cofniesz — rzekł ponuro Fugaku. — Musimy mieć nadzieję, że Sasuke z czasem mu przejdzie i zmądrzeje.

— Czasami mam wrażenie, że to ja jestem ten gorszy w naszej rodzinie.

Pan Uchiha popatrzył na syna. Następnie to, co zrobił, zdziwiło nie tylko samego Itachiego, ale przede wszystkim Fugaku. Ramieniem objął syna, pozwalając sobie na przytulenie pediatry.

— Jestem z ciebie dumny — powiedział spokojnie. — Nie ważne, co się wydarzyło, ani jaki kierunek obrałeś. Zawsze jestem z ciebie dumny.


~  * ~


Hinata nie znała wcześniej tego lokalu. Nawet nie pragnęła w nim nigdy być. Niestety postanowiła, że im prędzej porozmawia z Nejim, tym szybciej da jej spokój. Robiła to nie tylko dla siebie, ale też dla Naruto. Chciała, aby jej partner był spokojny. Choć wysłuchiwała w międzyczasie nie raz, że nie powinna była zgadzać się na spotkanie, a tym bardziej, żeby szła na nie sama, zjawiła się w wyznaczonym miejscu.

Lokal był tłoczny i głośny. Było tutaj wielu ludzi i nawet część z nich świetnie się bawiła na parkiecie. Hinata weszła przez plastikowe drzwi, a następnie została poprowadzona do osobnej sali, w której czekał na nią Neji.

Była ona udekorowana w nowoczesne wyposażenie, zieleń połączoną z drewnianym motywami, a na stole leżały pozłacane zastawy. Najwidoczniej tylko nieliczni mogli tutaj przebywać.

— Proszę tędy — rzekł mężczyzna ubrany w garnitur. — Pan Hyuga na panią oczekuje. 

Przeszli w głąb, znikając za kolejnymi drzwiami. Ponownie skierowali się do osobnej sali, w której oczekiwał na nich mężczyzna. Oczywiście nie sam, bo w obstawie kilku ochroniarzy.

— Myślałem, że się rozmyśliłaś — rzekł Neji, nie wstając od stołu.

Jego lawendowe oczy były niedostępne i ponure. Przez moment Hinata zaczęła żałować, że w ogóle tutaj przyszła. Jednak musiała raz na zawsze wytłumaczyć swoje stanowisko w tej sprawie.

Zajęła wskazane jej miejsce. Gdy kelner przyniósł kartę z daniami, postawiła jedynie na szklankę wody. Skurcz w brzuchu wynikający z pewnego rodzaju zdenerwowaniem, powodował, że nie miała możliwości nic zjeść. Zdecydowała, że najwyżej zje po spotkaniu już we własnych progach.

— Jak w szpitalu? — zaczął Neji.

— Możemy przejść do konkretów? — wtrąciła stanowczo.

— Widzę, że nie zwlekasz…

— Dobrze wiemy kuzynie, że ani ja, ani ty, nie tworzymy normalnej rodziny.

Twarz Hinaty przybrała obojętny wyraz, zapewne przez wiele godzin przygotowań przed lustrem, które codziennie wieczorem ćwiczyła. Nawet Bunny przyglądała się jej z zaciekawieniem, gryząc swoje przysmaki.

Neji Hyuga westchnął teatralnie, a następnie pokiwał głową. Położył dłoń na stoliku, a palce splótł ze sobą. Jego twarz była ponura i tak bardzo nieobecna.

— Chciałbym, aby przepisała mi swoją część firmy.

Hinata nie była zaskoczona jego deklaracją. W końcu od dawna to wiedziała. Teraz tylko zaczęła się gonitwa, kto pierwszy uderzy.

— Jest jeszcze Hanabi — odpowiedziała.

— Hanabi ma niewiele więcej udziałów niż ja. Razem nie będziemy mieć pięćdziesiąt procent.

— Dlatego zamierzasz mi je odebrać?

— Odkupić — zaakcentował. — Podaj swoją cenę.

Hinata zamrugała oczami. Choć wciąż udawała obojętną, nie podobało jej się to wszystko.

— Nie stać cię — powiedziała, starając się być pewną siebie.

— Jaka jest twoja cena? — powtórzył Neji.

Kuzyn był już poirytowany i mimo, że na pierwszy rzut oka można było tego nie dostrzec, Hinata widziała to w nerwowych ruchach palców.

Anestezjolog przechyliła głowę i popatrzyła się na kuzyna. Następnie upiła wody ze szklanki.

— Nie sprzedam ci moich udziałów — powiedziała spokojnie.

— Przecież nie chciałaś mieć nic wspólnego z tą firmą?

To prawda. Hinata nie mogła zaprzeczyć, że Neji miał rację — nie chciała i nie potrzebowała Hyuga pharmacological company. Jednak, gdy dowiedziała się o chorobie ojca, wszystko się zmieniło. Patrząc na osobę przepracowaną i zmęczoną, nie mogła pozwolić, aby cały dorobek życia został zmarnowany. Nawet jeżeli był on okupowany bolesnymi chwilami, samotnością matki i łzami starszej córki.

— Jaką mam pewność, że nie sprzedacie firmy?

— Jestem biznesmenem — Neji poprawił krawat. — A ta firma jest jak mlekodajna krowa.

— No właśnie — westchnęła Hinata. — Jak widać, nigdy się nie zrozumiemy.

— O co ci chodzi, kuzynko?

— Dla ciebie najważniejsze są pieniądze.

— Bez nich nikt nie przeżyje na tym świecie.

— Jeżeli chodzi o mnie, mam inne przekonania — podsumowała. — Ojciec też je miał. Moje zdanie się nie zmieni. Hyuga pharmacological company wciąż będzie należał do Hyuga.

Hinata odłożyła szklankę, wyciągając z niewielkiej torebki banknoty. Następnie wstała od stołu i nie patrząc na krewnego skierowała się w stronę wyjścia.

— Będziesz miała przez to problemy! Postępujesz naiwnie! — krzyknął Neji.

— Może — wyszeptała przy drzwiach. — Jednak pierwszy raz zgodnie ze sobą.


~  * ~


Zawsze najciemniej jest przed wschodem słońca. Tak zawsze uważał i nie można było się z Kakashim nie zgodzić, gdy obudzony w środku nocy, oglądał obraz na zewnątrz szpitala.

Siedział na szpitalnym łóżku, a nogi miał spuszczone, aby luźno wisiały w powietrzu. Na stopach miał pantofle, które były granatowe i puchate — stary prezent od Obito, na które patrząc z jakimś sentymentem, nie potrafił wyrzucić. Dlatego pantofle leżały na dnie jego walizki podróżnej, przygotowanej “na wszelki wypadek”.

Tego dnia Kakashi stwierdził, że jak zawsze ma rację, ponieważ było ciemno jak w dupie i nawet nie mógł zauważyć odbijających się od tafli jeziora świateł latarnii.

Zazwyczaj zima dłużyła mu się niemiłosiernie, lecz będąc na onkologicznym oddziale odczuwał to wyjątkowo uciążliwie.

W momencie, gdy powinny pojawić się pierwsze promienie słońca, nie stało się nic, prócz tego, że ciemność zmieniła się w szarość, która jeszcze bardziej wydawała się go przybijać.

Usłyszał pukanie i nim zdążył coś odpowiedzieć, do pokoju weszła jedna z pielęgniarek. Kakashi odwrócił się, spoglądając na pracownika, a później uśmiechnął się krzywo.

— Nie wiedziałam, czy pan dyrektor śpi jeszcze — powiedziała pielęgniarka.

— Kakashi — powiedział łagodnie. — Nie trzeba tak oficjalnie.

— Panie Kakashi — zaczęła, lecz widząc jego uniesioną brew od razu się poprawiła. — Ka… Kakashi, przyniosłam twoje lekarstwa.

— Dziękuję.

Hatake nie chciał to przed nikim przyznać, jednak zdawał się odczuwać wstręt przed medykamentami. Powodowały, że jego ciało nie do końca z nim współgrało. W dodatku wciąż miał posmak żółci po wcześniejszych dawkach chemii, a za pierwszym razem wszystko zwymiotował do sedesu.

Minęło już kilka tygodni, odkąd został przyjęty na leczenie. Sakura nie mówiła mu dużo, a raczej tylko konkrety, które uznała za najważniejsze. Lecz Kakashi nie mógł jej winić, to także dla niej był szok, gdy otrzymali kolejne z wyników badań.

Najgorsze w tym wszystkim był fakt, że Sasumi musiała dowiedzieć się o chorobie. Pani Hatake spanikowała, gdy została poproszona na rozmowę w cztery oczy z onkolog. Sakura starała się jej przekazać co najważniejsze i słysząc kilka wersji, Hatake postanowił zaufać tej, którą przekazała Haruno.

Ona martwi się o ciebie — wciąż słyszał to w uszach.

Kakashi chwycił za postawiony na szpitalnym stoliku kubeczek z lekarstwami i jednym ruchem opróżnił jego zawartość, haustem pociągając wody z kubka.

Kolejny raz miał ochotę zwymiotować, czuła jak treść podchodzi mu do żołądka. Te lekarstwa były okropne.

— Gdyby pan… Znaczy, gdybyś czegoś potrzebował — rzekła pielęgniarka odbierając od niego pusty kubeczek. — Mam dzisiaj dyżur. Proszę dzwonić.

— Jasne…

Kakashi pozwolił pielęgniarce opuścić pomieszczenie, a sam powrócił do jeziora, które było już bardzo widoczne i zlewało się z szaroburą chmarą kłębów dymu, wydobywających się z kominów budynków na około sąsiadujących.

Kakashi nie mógł spać i zazwyczaj przesuwał się z jednego boku na drugi. Patrzył na sufit, nie włączał telewizora wiszącego na ścianie, ani nie miał ochoty na informacje podawane w radiu. Dopadła go jakieś przygnębiające uczucie i zdawało się, że kolejny raz musiał uwierzyć doktor Haruno, która mu to przewidziała.

— Z chorobami tarczycy tak jest — powiedziała, gdy pewnego dnia odwiedziła go na oddziale. — Niestety tarczyca to gruczoł odpowiedzialny nie tylko za metabolizm i gospodarkę wapniowo-fosforową organizmu.

Kakashi wiedział to niejednokrotnie, lecz jak każdy miał święte przekonanie, że wszystko co złe, nie będzie dotyczyć też jego.

— Hormony, które wytwarza tarczyca mają również znaczenie dla układu nerwowego. Ich nieprawidłowe stężenie może mieć wpływ na poziom energii, równowagę emocjonalną czy zaburzenia poznawcze — Sakura na chwile przerwała, by popatrzyć na twarz dyrektora. — W niektórych przypadkach nierównowaga hormonów tarczycy może przyczyniać się do depresji lub innych rodzajów chorób psychicznych.

— Chcesz mi powiedzieć, że mogę zwariować? — zaśmiał się Hatake.

— Chcę byś miał to na uwadze — poprawiła się i skrzyżowała ręce na piersi. — Gdyby tylko coś się działo… Gdybyś był przygnębiony…

— Nie jesteś moją niańką.

— Jestem twoim lekarzem — powiedziała stanowczo Sakura. — Ale także przyjaciółką. Potrzebujesz mieć wokół siebie zaufanych ludzi. Nie powinieneś nikogo odtrącać, Kakashi.

Pamiętał tą rozmowę i choć wiedział, że doktor Haruno ma rację, nie mógł spojrzeć w oczy Rin czy Itachiemu. Nie w takim stanie.

Oczywiście informacja o jego chorobie rozniosła się i już kilkakrotnie musiał przepędzać z oddziału Rin, a nawet Itachiego, którzy już denerwowali go swoim zachowaniem. Doceniał ich troskę, jednak… Wszystko miało swoje granice.

Wszyscy zachęcali go do wychodzenia z pokoju dwadzieścia cztery, który należał do niego. Mówili, że powinien przebywać z ludźmi. Nie mogli uwierzyć, że zazwyczaj ruchliwy i żywiołowy doktor Hatake, zamknął się sobie i nie chciał wyściubić nosa, nawet na centymetr. Lecz Kakashi był w złym stanie, nie miał kondycji, ani siły.

— Jesteś żałosny — powiedział tego dnia do siebie, patrząc w odbicie znajdujące się w szybie. — Gdzie się podział ten lekarz?

Hatake poprawił maskę, a później wstał chwiejnym krokiem z łóżka. Zdecydowanie miał zastane mięśnie, więc postanowił je rozprostować. Nim zdążył przejść pół oddziału, zauważył świetlicę.

Było to miejsce, które stanowiło centrum życia na oddziale. To dzięki niej pacjenci mogli zapomnieć o swoich problemach, lub też podzielić obawami z innymi, przechodzącymi to samo pacjentami. Kakashi zawsze uważał, że świetlice były niezwykle ważne w rehabilitacji i leczeniu.

Nim przekroczył próg, poczuł na swoim barku czyjąś dłoń. Nim się zorientował, zauważył charakterystyczne krzaczaste brwi i duży, pogodny uśmiech.

— Słuchajcie ludzie! — krzyknął radośnie. — Mamy nową osobę!

Kakashi nie chciał zaprzeczać, nawet poddał się, aby wciągnięto go do środka. Zebrani ludzie zrobili mu miejsce przy stole, tłumacząc, że obecnie grają w karty.

— Nazywam się Rock Lee — powiedział z zawziętością chłopak. — Mam mięsaka tak jak siedząca tam dziewczynka, Mito. — Lee wskazał w stronę znajomemu już Kakashiemu dziewczynki. — Ale się nie poddajemy.

— Jestem Yukimaru — ukłonił się chłopiec, który był najbliżej ich dwójki. — Rak wątroby. Ale jeszcze żyję.

Kakashi spojrzał na młodzieńca. Nie dałby mu więcej niż trzynaście lat.

— Rak wątroby to dość ciężka przypadłość — zauważył Kakashi.

— Jednak doktor Haruno dała mi nadzieję — Yukimaru uśmiechnął się na dźwięk wypowiadanego nazwiska. — Jestem w remisji.

— Ach tak — wyszeptał kakashi.

— A ty, to?

— Kakashi — uśmiechnął się. — Nowotwór tarczycy.

— To tak jak ja.

Hatake spojrzał na siedzącego po drugiej stronie mężczyznę. Wydawało się Kakashiemu, że był niewiele starszy od niego.

— Iruka Umino — skinął głową. — Już od kilku lat choruję.

— Kakashi, może chciałbyś zagrać? — wtrącił Lee i zaczął tasować talię. — Gramy w Uno. Znasz zasady?

— Kiedyś mi się obiło coś o uszy.

Kakashi zajął swoje miejsce i razem z nowo poznanymi pacjentami zaczął grę.

To był dla niego naprawdę fajny dzień.




Od K: Wreszcie skończyłam ten rozdział. Nie będę się nad nim wiele rozwodzić, wciąż nie jestem na tyle pełna sił. Tym razem korona dopadła i mnie, a po dwóch dobach, w których nie wiedziałam na którym świecie jestem, w końcu jakoś wracam do żywych.


2 komentarze:

  1. Łoł! Co ten Fugaku? Szok, nie spodziewałam się tego. Bardzo mi szkoda Kakashiego, chociaż stara się dzielnie trzymać. Czekam z niecierpliwością aż z powrotem wróci Sasuke.
    Dużo zdrowia dla Ciebie! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, jak ty to robisz, że każdy rozdział jest tak cudowny. Masz do pisania ogromny talent i zakazuję Ci przestania pisać tego opowiadania. Kocham Itachi'ego w tym opowiadaniu. Moje serduszko jest za nim od samego początku... Zastanawiam się tylko kiedy Sasuke wróci? Hm... Ale wątek z rodziną Hyuga też zapowiada się na bardzo ciekawy, a wiesz, że lubię Hinatę i mam nadzieję, że za niedługo wszystko się wyjasni! Co do Kakashi'ego — bardzo mi go szkoda... ale przynajmniej spotkał ludzi podobnych do niego i to dało mu siłę! Cudowne opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥