Spis treści

sobota, 25 grudnia 2021

Rozdział 11

 

Gorączka magicznej nocy, 

czyli święta w konoszańskim szpitalu.



Wigilia zbliżała się stanowczo zbyt szybko. Sakura siedziała w rodzinnym domu i wysłuchiwała kolejny raz monologu matki. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego rodzicielka na siłę chciała, aby przyprowadziła faceta.
— Zostałam ordynatorem! — powiedziała stanowczo, odkładając talerz do zmywarki.
— Bardziej cieszyłoby mnie, gdybyś przyprowadziła mężczyznę — odrzekła Mebuki Haruno niosąc resztę zastawy. — Twój zegar biologiczny tyka.
— Nie chcę być teraz matką, kiedy to zrozumiesz?
— Powinnaś pomyśleć o założeniu rodziny!
— Mam za dużo obowiązków, aby mieć jeszcze dziecko.
— Sakura! — warknęła stanowczo matka. — Razem z ojcem chcemy dożyć momentu, w którym weźmiemy na ręce wnuka. Brakuje mi czasów, w których mogłam się tobą opiekować, karmić, przewijać. Tęsknie za możliwością czuwania nad tobą, patrzenia jak się rozwijasz.
— Mamo, chciałabym zostać matką, lecz nie teraz. Zostałam ordynator, mam zobowiązania służbowe. Nikt w moim wieku w tej rodzinie tyle nie osiągnął.
Sakura patrzyła na twarz matki, która wciąż niezadowolona kręciła głową na pożegnanie. Onkolog ubrała płaszcz i kozaki, a następnie pochwyciła ciemną torebkę. Pożegnała się z ojcem, dała buzi w policzek matce. Nie potrafiła dłużej siedzieć i słuchać wywodów, którymi od ponad dwóch godzin raczyła ją rodzicielka.
Wyszła przez główną furtkę, dostrzegając na końcu uliczki znajomy samochód. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc opartego o samochód Itachiego.
— Nie tylko moja kolacja wigilijna nie wypaliła? — powiedziała podchodząc do pediatry.
— Urwałem się, kiedy ojciec zaczął z Sasuke omawiać kardiologiczne przypadki — odpowiedział całując kobiecy polik. Następnie otworzył przed nią drzwi od strony pasażera. — Pomyślałem, że zaczekam, aż wyjdziesz. Przez okno zauważyłem, że się zbierasz.
— Kto by pomyślał, że Itachi Uchiha jest zboczonym podglądaczem — zaśmiała się i wsiadła do środka.
W grafitowym Oplu Insygnia należącym do Itachiego było schludnie i czysto. Pachniało przyjemnym, cytrynowym zapachem. Ciepły nawiew grzał policzki, powodując, że związane w koka włosy, zaczęły wydostawać się z upięcia. Itachi odpalił silnik i skierował się w stronę centrum.
— Gdzie zamierzasz mnie uprowadzić? — podniosła brew do góry, gdy zorientowała się, że to nie jest droga do mieszkania.
— Pomyślałem, że skoro Sasuke zostanie na noc u rodziców, możemy wypić dobre wino z Kicurem — uśmiechnął się, patrząc wciąż na ośnieżoną drogę. — W barku mam coś idealnego na takie okoliczności.
— Zdajesz sobie sprawę Itachi, że nie powinniśmy.
— Dlaczego? Wydaję mi się, że Sasuke odpuścił sobie i zrozumiał, że nic między wami więcej nie będzie — odrzekł poważnie. — Na jutrzejszy bankiet zaprosił kobietę. Zdaje się, że zaczął się z kimś spotykać.
— Powiedział z kim?
— Niespodzianka — zacytował Itachi, charakterystycznym dla Sasuke niskim głosem. — Nie chciał zdradzić szczegółów. A ty przyjdziesz?
— Po dzisiejszej rozmowie z matką, raczej wątpię.
Sakura doskonale zdawała sobie sprawę z bankietu. Już po ostatnim razie Mikoto Uchiha zapraszała rodzinę Haruno. W końcu byli sąsiadami i znali się od dawna. Mikoto przyjaźniła się z matką Sakury. W sumie nic dziwnego, skoro Sakura z Sasuke chodzili wspólnie do szkoły i na studia.
— Powinnaś przyjść — wyszeptał, kiedy zatrzymali się w podziemnym garażu. Miętowy oddech przyjemnie drażnił nozdrza. — Przynajmniej nie spędzisz świąt sama.
— Ino zaproponowała bym przyszła i posiedziała z nią na dyżurze.
— Może jednak zmienisz zdanie? — zapytał skubiąc płatek lewego ucha. Automatycznie zamknęło oczy i jęknęła. Itachi Uchiha całkowicie potrafił ją sobie podporządkować.
W mieszkaniu nie wiele myśleli, tylko od razu wkroczyli do sypialni. Pokój Itachiego był w ciepłych odcieniach beżu i bieli. Duże łóżko miało wygodny materac, a upadając Sakura zanurzyła się w obszernych poduszkach. Itachi pieścił jej ciało, zdejmując powoli koronkową bieliznę. Był cholernie pociągający.
Kochali się namiętnie, napawając bliskością. Nie martwili się, że Sasuke wróci, ani, że zostaną przez niego nakryci. Chociaż Sakura chciała przerwać to słodkie szaleństwo nie potrafiła. Itachi dawał poczucie bezpieczeństwa i rozkoszy. Był zakazanym owocem.
Skończywszy stosunek, Itachi wyciągnął z komody luźne, sportowe spodenki i wyszedł do łazienki. Nim Sakura zdążyła się nakryć pościelą, coś skoczyło na kołdrę.
— Boże Kicur — wyszeptała do kota, który w ciemności patrzył na nią swymi wielkimi zielonymi tęczówkami. — Ty też uważasz, że puszczalska ze mnie szmata?
Kot ziewnął i ułożył się na poduszce lezącej obok. Następnie razem z Sakurą zasnął.


~ * ~


Shikamaru siedział w swoim gabinecie i starał się nie słuchać kolejny raz bożonarodzeniowych piosenek. Wyłączył radio, kiedy znów głos George'a Michael'a przypominał, co porabiał w ostatnie święta.
— Upierdliwe te piosenki — powiedział, spoglądając na swoją obecną literaturę.
— Pan doktor wciąż w szpitalu? — zapytała Ino, stojąc w progu otwartych gabinetowych drzwi dyżurki lekarskiej.
— Naruto chciał święta spędzić z rodziną, więc zgodziłem się na dyżur. Wspólna wieczerza z rodzicami jest zbyt upierdliwa — podrapał się po głowie, zamykając książkę. — A jak było w twoim przypadku?
— W tamtym roku miałam wolne, więc zaoferowałam się, że teraz moja kolej.— Powolnym krokiem weszła, a Shikamaru dostrzegł w drobnych dłoniach dwa kubki. — Pomyślałam, że czekolada z piankami dobrze nam zrobi.
— Powiedz mi, raz jeszcze Ino, dlaczego zgodziłem ci się wtedy pomóc? — zapytał z uśmiechem, wskazując pusty fotel. Pielęgniarka weszła i położyła zielony kubek, napełniony gorącym napojem, na biurku.
— Bo zawsze ratujesz ludzi —zaśmiała się i upiła łyk. Zmrużyła oczy i rozkoszowała się smakiem, przechodzącym przez przełyk.
— Upierdliwości.
Zanurzył usta i szybko pochłoną jedną z różowych pianek. Od ostatniej wizyty u Ino, nie mógł zapomnieć ich smaku. Czuł się jak młody chłopiec, który od Mikołaja wyczekuje prezentu.
Siedzieli napawając się błogą rozkoszą, kiedy pielęgniarka powstała z miejsca i podeszła do wyłączonego radia. Długimi palcami pokręciła i ustawiła raz jeszcze odbiornik na świąteczną playlistę miejscowego radia.
— Myślałem, że już dzisiaj nie będę musiał ich znosić — burknął znad kubka, kładąc twarz na blacie biurka. Ino zaśmiała się. Wyglądała jak anioł, cherubinek o prostych blond włosach i przyjaznej twarzy.
— Naukowcy odkryli, że słuchając świątecznych piosenek odczuwamy się bardziej szczęśliwi.
— Chyba, że ta sama piosenka idzie dwudziesty raz na dobę — odpowiedział Nara, przeciągając się na fotelu.
Obserwował pielęgniarkę, która odwróciła się plecami i rozglądała po gabinecie. Rejestrowała wszystkie dyplomy kardiologa, zachwycając osiągnięciami.
— Dlaczego nie zostałeś ordynatorem?
— To zbyt upierdliwe — orzekł wstając i podchodząc bliżej.
— Nie uważasz, że jesteś zbyt leniwy?
— Możliwe. Chyba taka moja natura.
— To w sumie trochę urocze.
Shikamaru zauważył na damskiej twarzy szczery uśmiech. Kardiolog sięgnął do tyłu i wyciągną jedwabną chustkę, a następnie kolejny raz starł czekoladowy napój z ust kobiety.
— Tak wiem, czekolada.
Zaśmiała się nerwowo, poprawiając blond kosmyki. Doktor zmarszczył brwi i odsunął się od kobiety. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest w pracy, poza tym wszystkie kontakty damsko-męskie były dla niego zbyt wymagające.
Upierdliwość — pomyślał, siadając znów w fotelu. Następnie spojrzał na pager, który momentalnie zaczął migać czerwonym światłem. Pielęgniarka już swój obracała w palcach.
— To co doktorze, kolejny pacjent?


~ * ~


Pomyślała, że to właśnie świąteczna atmosfera przepełniła czarę goryczy, kiedy powolnym krokiem przekroczyła próg posiadłości Państwa Uchiha. Po długich namowach matki, które z czasem przybrały formę groźby, pojawiła się na przyjęciu. Chociaż nie chciała, musiała to zrobić dla ojca, który potajemnie prosił, aby go uratowała.
Z zaszklonego tarasu na tyłach domu widziała, jak zaproszeni goście, siadają do wieczerzy. Nie mogła uwierzyć, że Sasuke nigdzie nie było, a tym bardziej, że nie wspomniał nawet słowem, kogo zaprosił.
W sumie nie rozmawiała z nim od momentu wyjścia z zebrania. Po części czuła wyrzuty sumienia. Unikała go cały tydzień, aby przypadkiem nie spojrzeć w te onyksowe oczy. za każdym razem, kiedy pukał do drzwi, zatykała usta i nieruchomiała, by tylko zrozumiał, że gabinet jest zamknięty, a jej nie ma na oddziale.
Wszystkie uczucia kotłowały się w różowej głowie, zmęczonej od nadmiaru problemów.
Uważała, że seks z Itachim to tylko chwilowa ekscytacja kobiety, która całe swe życie poświęciła karierze. Rozumiała, że nie może w nieskończoność odsuwać mężczyzn, byłą zła i sfrustrowana. W dodatku matka domagała się wnuka. Oczywiste dla niej było, że razem z Itachim nie mogą pozwolić sobie na dziecko, ani tym bardziej na ujawnienie swojego gorącego romansu.
To nie ma sensu — pomyślała i schowała twarz w dłonie. Pomimo nałożonego makijażu, czuła się paskudnie i nawet widok Itachiego, stojącego na drugim końcu salonu jej nie pomagał. To wszystko było zbyt dużo.
— A gdzie jest Sasuke? — zapytała Mebuki Haruno, obejmując dłonią męża. Zielonymi oczami spoglądała wyczekująco na Mikoto, matkę braci Uchiha.
— Pojechał po towarzyszkę. Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa, że kogoś ma — odpowiedziała podnieconym głosem pani Uchiha. — Chociaż zawsze myślałam, że to z wasza Sakurą zwiąże swój los.
— Znasz moją córkę, jest uparta jak osioł. Najważniejsza jest dla niej kariera.
— Moi synowie też nie widzą świata poza szpitalem — jęknęła. — Na szczęście Sasuke poszedł po rozum do głowy i znalazł kobietę. Niestety Itachi, wciąż niezmiennie poświęca się pracy.
Sakura pomyślała, że może powinna zrezygnować i wyjść nim doświadczy tej żenującej szopki. Pochwyciła kopertówkę do ręki i tarasem pragnęła zejść na podjazd, aby dostać się na zewnątrz.
— Uciekasz jak kopciuszek? — zapytał, a całe ciało przeszedł dreszcz rozkoszy. Intymny szept, okalał naga szyję. Zamknęła oczy, przygryzając wargę. Uchiha stał za nią, lecz nie podszedł zbyt blisko. Napawał się widokiem kobiety, w czarnej satynowej sukni, którą już kiedyś, zrzucił niedbale na podłogę mieszkania.
Nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ przed jadeitowymi tęczówkami pojawiło się audi należące do Sasuke. Zaskoczona obserwowała, jak samochód podjechał na odśnieżony podjazd, a sam zainteresowany wysiada, kierując się w stronę drzwi pasażera. Rozglądnęła się, Itachi wrócił do wnętrza posiadłości, a Sakura wciągnęła ze świstem powietrze. Wstrzymała oddech, gdy z samochodu wysiadła, podpierając się o męski bok, czerwonowłosa patolog.
— Karin — wyszeptała z niedowierzaniem. Pierwszy raz zabiło jej mocniej serce, widząc Sasuke z inną kobietą. Jednak czy była zazdrosna?
Nie chciała się przyznać, jednak obraz tej dójki sprawił przykrości i poczuła pierwszy raz, że to mogła być ona. Pokręciła głową i uderzyła lekko policzek, chcąc dać bodziec do opamiętania.
— Pani Haruno? — Sasuke ukłonił się nisko i jak na dżentelmena przystało, przywitał się z Mebuki, całując wierzch dłoni. Zarumieniona kobieta starała się zakryć występujące na policzkach rumieńce. — Czy Sakura też przyszła?
— Chyba jest na tarasie — odrzekła, wciąż zawstydzona Mebuki. — Cieszę się, że znalazłeś kobietę.
— Karin Uzumaki — patolog podała dłoń i uśmiechnęła się szeroko. W końcu mogła górować nad Haruno, bo każdy na tej sali wiedział, że spotyka się z Sasuke. Co prawda pierwszy raz podjechał pod jej kawalerkę, lecz całą drogę w samochodzie prowadzili żywą dyskusję. Wpatrzona w kardiologa, podziwiała onyks oczu i błyszczące iskierki, które wraz z ulicznymi latarniami, sprawiały, że mogłaby w nich utonąć. Chciała tego, tak jak samego związku z Uchihą.
— Chodziłam z twą matką do tej samej klasy — Mebuki zaczęła popijając martini ze szklanki. — Bardzo ją przypominasz: masz piękne, płomienne włosy. Co słychać u Mai? Dawno jej nie widziałam.
— Mama zmarła kilka lat temu — odpowiedziała Uzumaki, czując jak przez gardło przechodzi wielka gula.
— Tak mi przykro, przepraszam.
Mebuki chciała ją jakoś pocieszyć, lecz Karin tylko machnęła ręką, zdając sobie sprawę, że jeśli dłużej przeciągnie ten temat, to cały makijaż rozmyje się na twarzy. Poprawiła okulary i skierowała w stronę Sasuke.
— Pójdę po coś do picia.
Sasuke skinął głową, jakby dając nieme pozwolenie i skierował wzrok na taras. Na zaciemnionej powierzchni zdawał się dostrzegać sylwetkę przyjaciółki. Nim Karin wróciła, postanowił się przywitać.
— Wątpiłem, że przyjdziesz — powiedział spokojnie, przekraczając próg tarasu. Spojrzał na onkolog, która powoli odwróciła się w jego stronę. Twarz oświetlały migoczące na zadaszeniu lampki. Wyglądała oneśmielająco w czarnej sukience.
— Tata poprosił bym go samego nie zostawiała — odpowiedziała spokojnie, odwracając wzrok.
— Wyglądasz pięknie — Sasuke zbliżył się, czując jak serce zaraz wyskoczy z piersi.
— Posłuchałeś mojej rady? — Przechylił głowę i zastanawiał się, o co może chodzić przyjaciółce. — Zaprosiłeś Karin na bankiet?
— Tak — odpowiedział krótko i zwięźle, jakby chciał uniknąć tematu.
— Mam nadzieję, że wam się ułoży.
Odwróciła się, chciała uciec jak najszybciej. Niespokojna intuicja poganiała ją, bo przecież może zacząć być nie zręcznie. Wsadziła pod pachę kopertówkę, po czym wyminęła kardiologa.
— Nie spotykamy się — dodał szybko Uchiha, jakby to była najtrudniejsza rzecz, którą w swym życiu zrobił. Chciał przekonać przyjaciółkę, że to nic poważnego. Jednak czy rzeczywiście była jej ta wiedza potrzebna?
— A powinniście — dodała na odchodnym. — To świetna kobieta.
Sakura chciała wyjść, przekroczyć próg i znaleźć się w ciepłym salonie, lecz ciepła dłoń Sasuke w ostatniej chwili złapała za nadgarstek. Odwróciła się w jego stronę i dostrzegła spuszczoną twarz kardiologa. Był smutny? Zły?
— Masz racje — odrzekł, a na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. — Nie można wciąż żyć ślepą nadzieją i bezsensownymi marzeniami.
Wypowiedziane słowa bolały ją bardziej niż skalpel przecinający serce. Jednak wiedziała, że Sasuke nie powinien czekać na uczucie z jej strony, ani ciągle stać w miejscu. Był atrakcyjny, przystojny, inteligentny. Nie zasługiwał na nią, a Sakura nie zasługiwała na jego miłość.
— Pójdę do Karin — rzekł puszczając nadgarstek i wyminął onkolog. Zamknęła oczy i napawała się dobrze znanym zapachem.
To wszystko jest pojebane i to na sto pięćdziesiąt cholernych sposobów — pomyślała.


~ * ~


Sasori wrócił do pustego domu przed północą. Nie oczekiwał nikogo, ponieważ od dawna był sam. Ściągnął przeoczone buty i płaszcz, a kluczyki położył na komodzie w przedsionku. W święta zawsze były ciężkie dyżury.
Dzisiaj już zdążył unieruchomić dwie ręce, założyć gips na cztery nogi, naprawić roztrzaskane kolano i wyciągnąć pogrzebacz z jelita. Miał serdecznie dosyć.
Zazwyczaj ludzie dzielą się na tych, którzy kochają święta i tych, którzy niczym tytułowy Grinch ich nienawidzą. Sasori nie wiedział, do którego stowarzyszenia należy, jednak po dzisiejszym dniu z cała pewnością bliżej mu było do zielonego wariata. Zasiadł przed telewizorem. Nim się zorientował, wspomniany wcześniej film zaczął lecieć, a w końcu dobiegł go odgłos pukania.
— Nie zapominaj o mnie łachudro! — Deidara stał pod drzwiami, oznajmiając, że przyszedł z butelką alkoholowego napoju.
— Co tu robisz, o tak późnej godzinie? — zapytał Akasuna, otwierając drzwi. — Obudzisz sąsiadów.
— Dzisiaj jest wigilia, więc jako niespodziewany gość, przyszedłem sprawdzić, czy masz wolne nakrycie przy stole.
— Nie obchodzę świąt i wiesz dobrze o tym.
— Jednak nie pozwolę, abyś pozostał sam, kiedy wszyscy tak dobrze się bawią.
— Też nie lubisz świąt — burknął do blondyna i zaprosił go do środka nim wszyscy sąsiedzi się zbiegli.
— Dlatego przyniosłem wspomagacz — ściągnął buty i kurtkę puchową. — Stary naprawdę oglądasz "Grinch świąt nie będzie"?
— Dopiero włączyłem telewizor.
Deidara wręczył mu butelkę sake, po czym, nie czując skrępowania, wparował do salonu. Sasori wzruszył ramionami i poddał się, dołączając do Kojiego.
Nim minęła godzina, opróżnili butelkę, a mieszkanie obiegł mocny, alkoholowy zapach.
— Przypominam ci, że ostatnio... — zaczął Sasori, czkając jak dziecko.
— Wypisuje do mnie — odpowiedział Deidara, przechylając butelkę, aby sprawdzić, czy przypadkiem nic nie pozostało. — Zaprasza na kolejny raz.
— Mówiłeś, że ci dobrze było.
— Mówiłem, że zostałem wykorzystany. — Deidara spuścił wzrok i oparł twarz o dłoń. Następnie klepiąc się po twarzy, starał dać bodziec do opamiętania.
— Wydaje mi się, że jednak brakuje ci kobiety.
— A ty nie bądź taki świętoszek! Kiedy miałeś jakąś?
— Nie twój interes — warknął urażony Akasuna, podchodząc do barku. Miał ochotę wypić więcej, a temat kobiet zaczynał go irytować. Przekręcił klucz, otworzył drzwiczki i...
— Spodziewałeś się kogoś? - zaczął Deidara, wlepiając w niego szafirowe tęczówki.
— Już twoja obecność jest zaskoczeniem — odpowiedział, idąc za dzwonkiem do drzwi. Ktoś chyba zwariował, albo to on zwariował. Znowu rozległ się dźwięk dzwonka, a późnej trzy razy puk w drzwi. Sasori zatrzymał się na środku, pomiędzy salonem a przedsionkiem.
Tylko jedna osoba tak oznajmiała, że przyszła...
— Maria?






Od K: Z okazji panujących teraz świąt: chciałam Wam wszystkim życzyć wszystkiego co najlepsze! Aby nic, co pochłoniecie nie poszło w boczki, a tam gdzie trzeba. Aby spełniły się wszystkie marzenia i trzymajcie się zdrowo! Pamiętajcie o najbliższych, bo to z nimi święta stają się magiczne.  I najważniejsze:  ***** *** i ************ 

A teraz pytanie: jesteście Team Świąteczne Świrusy czy może Grinch Świąt Nie będzie? :D

P.S. Tak wiem, że w Japonii nie obchodzą Świąt Bożego Narodzenia, jednak na potrzeby fabuły i wszystkiego, co się wydarzy w tym opowiadaniu, postanowiłam zrobić wyjątek. ^.^


4 komentarze:

  1. Ależ to było rozczulające! Sama nie przepadam za świętami. Za dużo z nimi zachodu i presji otoczenia, za dużo jedzenia. Ale rozdzialik czytało mi się mega przyjemnie.

    Jak zwykle szkoda mi Sasuke. Za to bardzo miło było poczytać o Shikamaru. Nawet przez krótką chwilę.

    To co? Do następnego! I najważniejsze ***** ***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się częściej wprowadzać Shikamaru, nie wiem jakie długie będą wątki, ale postaram się :-)

      Usuń
  2. Taka zazdrośnica z niej... No cóż Sakura... Walcz o osobę, na której ci zależy nooo... Lubię pairing Shikamaru x Ino w twoim wykonaniu... No i kim jest sama Maria? Chcę wiedzieć c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię tutaj znów widzę. ♥
      Akcja z Marią jeszcze się rozwinie, obiecuję :)

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥