Spis treści

sobota, 2 lipca 2022

Rozdział 18

 

Komplikacje to twoja specjalność.



Hinata od lat starała się uciec przed przeszłością. Najpierw wyjechała na studia, później podjęła pracę w kilku renomowanych i prestiżowych szpitalach. Była pracowita i zdeterminowana, chciała odnieść sukces, bez pomocy ojcowskich wpływów. W końcu trafiła do Konohy.
Na stanowisko anestezjologa aplikowała chwilę po tym, gdy zobaczyła ogłoszenie w jednej z medycznych gazet. Chwile zastanawiała się, czy przyjąć propozycję, lecz stwierdziła, że to musi być jej szansa. Wiedziała, że podróż do Kraju Ognia pozwoli na ucieczkę. Najwidoczniej była naiwna.
Hinata mieszkała przy ulicy Nanadaime, w dzielnicy Siódmego Hokage. Znajdowało się tam osiedle zabudowanych kamienic, z brukowanym dziedzińcem, którego środek wypełniała kwadratowa luka, porośnięta trawą. W samym centrum stał wyblakły posąg Daikokuten*. Opady i rdza spowodowały znaczne uszkodzenia, więc bóstwo wyglądało jak stary, zielony człowiek.
Wzdłuż fasad kamienic stojących przy dziedzińcu znajdowały się wejścia na klatki schodowe. Zdobiły je drzwi z kolorowymi witrażami i mosiężnymi klamkami.
Hinata wpisała kod do domofonu, popchnęła drzwi i podniosła z ziemi papierowe torby z warzywami. Była godzina siedemnasta i musiała zdążyć z kolacją, ponieważ zaprosiła Naruto na dziewiętnastą godzinę. To był pierwszy poważny krok w ich relacji, a nawet w jej życiu, ponieważ Hyuga nigdy jeszcze nikogo do siebie nie zapraszała. Była cicha i skryta, wizytę gości traktowała jako naruszenie wewnętrznej bariery. A do tego nie potrafiła i nie chciała dopuścić.
Naruto Uzumaki był pierwszą osobą przy której czuła się bezpiecznie. Neurochirurg potrafił uspokoić ją, pocieszyć i sprawić, że w końcu wiedziała na czym polega zakochanie. Kiedy nie było go obok, Hinatę ogarniała pustka. Odliczała minuty, w których ponownie dostrzeże męską twarz, nie ważne czy to na szpitalnym korytarzu, hipermarkecie, parku, czy mieszkaniu lekarza. Widziała błękitne tęczówki, kiedy zamykała oczy i pewnego razu przyłapała się, że na jej twarzy o wiele częściej pojawiał się uśmiech.
Było jeszcze piętnaście minut do umówionej kolacji, kiedy usłyszała dzwonek. Popatrzyła na ciekawską Bunny, który przegryzała marchewkę, a następnie anestezjolog prawie tanecznym krokiem skierowała się do drzwi. Zdążyła rozwiązać kuchenny fartuch, a następnie otworzyła drzwi.
— Jesteś przed czasem — powiedziała, lecz zamilkła, kiedy w progu zamiast ordynatora ujrzała siostrę.
— Oczekujesz kogoś?
Na twarzy Hanabi pojawił się cyniczny uśmiech i bez pozwolenia chciała przekroczyć próg mieszkania. Jednak Hinata nie poruszyła się i twardo zagrodziła jej drogę.
— Nie zaprosisz siostry?
— Czego chcesz?
— Nie odwiedziłaś ojca. Był bardzo rozczarowany.
— Zostawcie mnie w spokoju. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Nie należę już do tej rodziny.
— Tylko ty tak uważasz — Hanabi skrzyżowała ręce na piersi. — Jesteś częścią tego rodu, czy ci się to podoba czy nie. Nie uciekniesz, wszędzie cię znajdziemy, siostrzyczko.
— Hinata? — Na końcu korytarza pojawił się Naruto, trzymający w prawej dłoni bukiet czerwonych róż.
— Jakie piękne kwiaty — powiedziała Hanabi, uśmiechając się do lekarza.
— Chyba się nie znamy — podszedł bliżej. — Kochanie, coś się stało?
Hinata pokręciła głową. Na samym początku sobie obiecała, że oszczędzi Naruto historii o swoim życiu, przeklętej rodzinie i piekle przez które przechodziła.
— Hanabi, siostra Hinaty — młodsza kobieta podała rękę. — A pan to pewnie doktor Uzumaki? Jest pan świetnym neurochirurgiem. Hinata właśnie opowiadała z zapałem o panu. Czy już prosiła pana o pomoc?
— O pomoc?
— Myślę, że powinnaś już pójść — wtrąciła anestezjolog. — Spóźnisz się.
— Ojciec ma zaburzenia neurologiczne. Niestety zjeździliśmy wiele klinik, lecz na próżno. Pan jest już legendą, dużo osób polecało Konohę.
— Proszę jutro przyjechać na konsultacje, od jedenastej jestem w szpitalu.
— Naprawdę? Widzisz Hinata, a ty bałaś się jego reakcji. Dziękuję doktorze.
Anestezjolog ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową. Następnie razem z Naruto obserwowali jak Hanabi znika na schodach i wychodzi z klatki.
— Naprawdę bałaś się o to zapytać? — Uzumaki opuszkiem palca pogładził kobiecy policzek, odsuwając pasmo granatowych włosów. — Dobrze wiesz, że tobie nigdy nie odmówię.
Hyuga wysiliła się na uśmiech i zaprosiła gościa do środka. Naruto pozbył się płaszcza i butów, a następnie za Hinatą wkroczył do salonu. Jego wzrok od razu przykuła klatka z puszystym zwierzakiem, który przegryzając kawałek marchewki, bacznie mu się przyglądał.
— A więc to ty jesteś Bunny — zaśmiał się, a królik od razu zmarszczył nosek.
— Nie wiedziałam, co będzie ci smakować, dlatego...
— Wygląda wspaniale, a jeszcze piękniej pachnie.
— To spaghetti alle vongole — Hinata wstawiła kwiaty do wazonu, a potem usiadła naprzeciwko neurochirurga. Błękitne tęczówki przyglądały jej się uważnie.
— Z cała pewnością wybornie gotujesz. Jednak chciałbym wiedzieć, dlaczego byłaś taka spięta?
Lawendowe oczy skierowała w bok, chcąc na chwile nie myśleć o przeklętej rodzinie. Chociaż wiedziała, że w końcu będzie musiała wszystko powiedzieć, łudziła się i przekonywała, że to jeszcze nie ten moment. Uzumaki jednak najwyraźniej nie chciał dłużej czekać, a widząc dzisiejsze spotkanie sióstr Hyuga, zauważył zdenerwowanie tej starszej.
Hinata westchnęła.
— Nie chciałabym byś źle mnie zrozumiał, a tym bardziej byś mnie zostawił, kiedy w końcu powiem ci o mojej rodzinie — zaczęła powoli, a dłonie delikatnie dygotały. Natychmiast zostały nakryte męskimi, ciepłymi, a sam Naruto nachylił się i złożył na nich pocałunek.
— Cokolwiek się wydarzy lub czego się dowiem, nie spowoduje, że cię pozostawię.
— Teraz tak mówisz.
— Przecież twoja rodzina, nie może być groźna, ani sadystyczna.
— Zdziwiłbyś się — mruknęła ponuro. Na twarzy neurochirurga pojawiło się zaciekawienie, po chwili zastąpione oczekiwaniem. — Nie chciałam wcześniej o tym rozmawiać, bo potrzebowałam chwili spokoju, poukładania życia.
— Nie zjawiłaś się w Konosze przypadkiem?
— Nie... znaczy tak... Znaczy, to nie tak jak myślisz.
Ręce Naruto jeszcze mocniej ścisnęły kobiece dłonie. Dla Hinaty był wsparciem i darem, o którym nie mogła poprosić, ani tym bardziej wymarzyć.
— Rodzina Hyuga zajmuje się przemysłem farmaceutycznym.
— Jesteście głównym producentem wielu lekarstw — wtrącił.
— Jednak każdy sukces niesie za sobą ryzyko.
— Jak w medycynie.
— Mój ojciec z czasem zaczynał opuszczać dom, razem z siostrą nie widziałyśmy go często. Wyjeżdżał w delegacje, miał kochanki na boku. Jednak to nie było najgorsze — lawendowe oczy zaszkliły się. — Nigdy nie czułam się przez niego doceniona, ani tym bardziej kochana. Myślałam, że kiedy zostanę znanym anestezjologiem, w końcu uzna moją pozycję. Kiedy odeszła mama... — przerwała, delikatnie szlochając. — On się nawet nie przejął. Rozumiesz? Przez wszystkie lata matka dzielnie znosiła jego kochanice, chcąc tylko zapewnić nam bezpieczeństwo. Na wszystkich ściankach stawała z nim do zdjęć, sztucznie się uśmiechając, a ten nawet na końcu nie okazał jej szacunku.
— Kochanie — Naruto powstał i przytulił łkającą Hinatę do piersi. Gładził dłonią granatowe pukle. — Nie pozwolę cię skrzywdzić.
— Naruto nawet nie wiesz, jaki potrafi być mój ojciec.
— Damy sobie radę. Przyjdą jutro, a ja powiem, że nie mogę go uleczyć.
— Skłamiesz?
— Nie wiem, czy dam radę — westchnął z trudem.
— Pomimo tego, że go nienawidzę, to z drugiej strony nie chcę pozostawić go samego.
— Przecież jest twoja siostra.
— Hanabi? — Hinata oburzyła się. — Moja młodsza siostra tylko stwarza pozory miłej i kochanej córki. Razem z kuzynem z pewnością chcą tylko śmierci ojca.
— Dlaczego? Chodzi o klanową fortunę?
— Ojciec zapisał jej tylko dwadzieścia procent udziałów. Mój kuzyn — Neji, ma zaledwie dziesięć. Największa ich część przypada na mnie, lecz to jest przeklęta firma. Skalana nazwiskiem Hyuga.
— Przecież zawsze możesz...
— Myślałam nad prawem zrzeczenia się spadku. Jednak przed wyjazdem zdążyłam podsłuchać rozmowę siostry i kuzyna — przerwała, by po chwili słabo powiedzieć — Naruto, oni chcą sprzedać firmę. Wszystko na co zapracował ojciec, poszłoby w obce ręce.
— Myślałem, że chciałaś od tego uciec?
— W pewnym momencie powiedziałam dość. Poszłam na studia, nie chciałam wracać. Gdy skończyłam pracę na Florydzie, odnalazłam ogłoszenie z Konohy. Potrzebowali specjalisty, a ja nie miałam nic do stracenia. Wiedziałam, że ludzie Hanabi starają się mnie znaleźć, więc spakowałam walizkę, załatwiłam Bunny potrzebne papiery i przyleciałam do Kraju Ognia. Jednak i tutaj...
— Siostra cię znalazła.
— Pamiętasz nasz pierwszy raz i bankiet?
— Jak mógłbym zapomnieć — na twarzy neurochirurga wkradł się rumieniec.
— Następnego dnia miałam dyżur. Kiedy wróciłam do pokoju po ciężkiej operacji ona siedziała i jakby nigdy nic oznajmiła, że ojciec jest chory. Wtedy nie chciałam wierzyć.
— Myślisz, że coś mu zrobiła
— Nie wiem, szczerze to nie chcę wiedzieć.
— Kochanie pomogę twojemu ojcu — Naruto ucałował kobiece czoło. — Nie wiem, co mu dolega, ani jakie leczenie trzeba będzie zastosować. Jednak jestem pewien, że każdy zasługuje na drugą szansę.
— Mówisz tak, bo nie doświadczyłeś tego, co ja.
— I dlatego uważasz, że nie mogę zrozumieć, co czujesz? Nie uważasz, że powinniśmy pomóc, aby twoja siostra nie przejęła firmy? Jesteśmy lekarzami. Nie przez wzgląd na tą sytuację, muszę mu pomóc. Bo to jest moje powołanie. Dlatego zostałem doktorem. Żeby ratować życie.
Hinata pocałowała wargi lekarza, a następnie palce wplątała w blond włosy. Choć nie planowała tej relacji, była dla niej ratunkiem. Wiedziała, że tylko dzięki Naruto będzie mogła stawić czoła przeszłości, przed którą od dawna uciekała. Bo mając wsparcie ukochanego czuła, że wszystko będzie dobrze.


~ * ~


Sakura złapała krzesło, mocno się nim zamachnęła, a potem postawiła je naprzeciwko zszokowanej Ino. Pielęgniarka siedziała na jednym ze skórzanych foteli szpitalnej kafejki, a na stoliku leżał pusty kubek po dietetycznej kawie.
— Nie potrafiłam mu nic odpowiedzieć — Haruno oparła dłonie o blat, umieszczając je obok plastikowego naczynia.
— Może Itachi nie jest twoim księciem z bajki?
— Przecież doskonale wiesz, że taki jegomość nie istnieje.
— Doktor Uchiha to jest chyba chodzący ideał.
— Ino! Nie mam czasu na bawienie się w związek.
— Powiedziałaś to Itachiemu?
Sakura spojrzała na jezioro za oknem. W zachodzącym promieniu słońca pejzaż był piękny i romantyczny. Przygryzła wargę i przez moment zastanowiła się, czy powinna mówić o tym wszystkim Ino? W sumie nie wiedziała, dlaczego dzisiejszego popołudnia wszystko powiedziała. Może to po prostu była ludzka potrzeba wyrzucenia z siebie ciężaru tej tajemnicy? A może po prostu znalazła się w beznadziejniej sytuacji?
— Gdy z nim jestem nie potrafię trzeźwo myśleć. Staram się wmówić sobie, że przecież nie możemy się dłużej spotykać. Przecież, gdyby Sasuke się dowiedział...
— Zastanawiam się kogo pierwszego by zabił. Jak myślisz? — zaśmiała się pielęgniarka.
— To nie jest śmieszne.
— Dlatego pchnęłaś go w ramiona Uzumaki?
— Po prostu myślałam, że tak będzie najlepiej — westchnęła onkolog i spojrzała na przyjaciółkę.
— Sasori mnie wzywa — pomachała wibrującym pagerem. — Nie martw się, wszystko jakoś się ułoży.
— Jasne — wyszeptała Sakura opierając brodę na ręce. 
Obserwowała jak przyjaciółka znika w progu, a po chwili w tym samym miejscu zobaczyła znajomą sylwetkę. Westchnęła, starając się opanować.
— Rzadko widuję cię samą w kawiarni. Sasori potrzebował Ino.
Haruno podniosła wzrok i dostrzegła onyksowe tęczówki Sasuke. Kardiolog postawił filiżankę espresso i dosiadł się na pozostawiony przez Ino fotel.
— Też będę musiała wziąć się do pracy.
— Ostatnio unikasz mnie — Sasuke przytrzymał kobiecą dłoń.
— Wydaje ci się.
— Sakura znam cię ponad dwadzieścia lat.
— Po prostu mam dużo pracy — dodała. Ostatecznie nie było to kłamstwem. Onkolog miała dość sporych rozmiarów plik teczek na biurku.
— Dlatego nie otwierasz drzwi gabinetu?
Sakura patrzyła na Sasuke, którego twarz wyrażała niepokój i troskę. Miał trzydniowy zarost, włosy ułożone w nieładzie, a zazwyczaj pogodny uśmiech zastąpiła cienka linia ust. Westchnęła.
— Przepraszam Sasuke, zbyt wiele rzeczy ostatnio się mi przytrafia. Nie chcę zadręczać cię swoimi problemami..
— Przecież jestem twoim przyjacielem! — Uchiha podszedł bliżej i dotknął kobiecy kark. — Jesteś bardzo spięta. Kiedy zrobiłaś coś dla siebie?
— Mam za dużo pracy, pacjenci mnie potrzebują.
— Potrzebują cię wypoczętej i szczęśliwej. Na licytacji udało mi się kupić weekendowy pobyt w spa. Może będziesz chciała się wybrać?
— Nie wiem, czy to dobry pomysł... — Sakura westchnęła. Od dawna nie była w spa, aczkolwiek nie mogła tak po prostu spakować walizkę i z Sasuke pojechać.
— Przemyśl moją propozycję.
Sasuke podszedł do filiżanki i opróżnił całą jej zawartość. Kieszeń lekarskiego kitla zaczęła wibrować.
— Leć — wypowiedziała Sakura i obserwowała jak kardiolog opuszcza kawiarnie. Następnie sama wstała i zapłaciła za swoje zamówienie.
Powrót do pracy oznaczał konieczność oderwania się od życia prywatnego i skupieniu się na pacjentach. Sakura otworzyła drzwi i weszła do gabinetu. Zasunęła rolety, aby powoli zachodzące promienie nie raziły, padając swym blaskiem na dokumenty.
— Doktor Haruno — do gabinetu wkroczyła Shizune, trzymając w ręce kopertę. — Mam coś dla ciebie.
— Dziękuje, bardzo czekałam na te wyniki.
Katō stała jeszcze chwile w gabinecie, bacznie obserwując onkolog. Na przemian otwierała, to zamykała usta, jakby chcąc coś powiedzieć lub spytać, jednak najwidoczniej zrezygnowała. Odwróciła się i wyszła.
Haruno powoli, długimi palcami otworzyła zaklejoną kopertę i wyciągnęła kilkustronicową dokumentację. Sunąc prędko, z uwagą i ostrożnością po wynikach, ostatecznie zasłoniła usta. Musiała natychmiast poinformować pacjenta.


~ * ~


Kakashi utkwił w niej wzrok. Pusty, nieobecny, zamglony. Czy to był żart? To musiał być żart. Sakura zastanawiała się, dlaczego siedzi tak spokojnie, a jednocześnie wysłuchuje dość brutalnej diagnozy.
— A więc?
— Więc masz raka tarczycy — powiedziała nerwowo, a następnie podrapała się po skroni. — Złośliwego raka tarczycy Kakashi.
— Chyba te komplikacje to moja specjalność.
Sakura właśnie skończyła badać gardło dyrektora i wyłączyła latarkę. Kopertę z wynikami odłożyła wcześniej na biurko, lecz teraz do nich podeszła.
— Przecież zawsze istnieje szansa na zwalczenie komórek — powiedział Hatake.
— Tak. Dlatego od razu zajmiemy się twoim przystąpieniem do leczenia.
— Ile mam czasu?
Sakura patrzyła na dyrektora badawczo, jakby nie rozumiejąc o co pyta. Doskonale przecież wiedział, że w leczeniu takich schorzeń ciężko jest przewidzieć ile czasu pozostało diagnozowanemu.
— Chodzi mi o szpital — dodał spokojnie Hatake. — Nie mogę od tak zostawić wszystkiego. Poza tym nie mam wybranego zastępcy.
— Będziesz musiał jak najszybciej zjawić się na leczeniu. Patrząc na wyniki — urwała wskazując kopertę. — Nie możemy bawić się w lekarstwa. Trzeba zrobić ponowne badania krwi i zamówić potrzebną chemię.
— Musisz mi dać czas.
Jego ton był błagalny, co wydawałoby się śmieszne, gdyby nie powód przez który się znajdują w tym gabinecie. Sakura westchnęła.
— Masz tydzień i ani dnia dłużej — wtrąciła srogo onkolog.
— Postaram się wszystko załatwić.
— Może Tsunade...
— Nikt nie może się dowiedzieć - powiedział stanowczo Hatake, powstając z kozetki i zapinając guziki koszulki. Badanie się skończyło. — Sakura — wzrok szmaragdowych tęczówek spoczął na dyrektorze. — Przyznaje, że chwilowo jestem w dość dużym szoku — zaśmiał się, stając naprzeciwko onkolog.
— Nie wiedziałam, że jest coś, co może zupełnie odebrać ci mowę.
— Ale takie sytuacje się zdarzają, a nowotwory się usuwa. Wierze w ciebie i w to, że za niedługo znów będę zdrowy jak ryba.
— Na razie czeka cię przerwa od życia w ciągłym biegu.
— No cóż, taka kolej rzeczy. Ale chociaż przez ten tydzień będę mógł poszaleć.
Karcące spojrzenie koleżanki spowodowało, że chociaż przez chwilę się śmiał, zamilkł i poprawił szarą czuprynę. Wiedział, że doktor Haruno jest najlepszym specjalistą i nie mógł trafić w lepsze ręce.
Jednak teraz jego życie całkowicie się zmieni, a na taką kolej rzeczy nie był przygotowany.




Od K: Oddaje rozdział osiemnasty w Wasze ręce. Ogólnie martwi mnie to poczucie nikłego zainteresowania. Czy jest ktoś tutaj jeszcze ze mną? 


*Daikokuten – jeden z siedmiu bogów szczęścia. Jego specjalnością jest pomnażanie bogactwa tych, którzy oddają mu cześć. Wyobrażany jest jako mężczyzna siedzący na dwóch workach z ryżem i z jednym workiem zarzuconym na plecy. W prawej dłoni trzyma "młotek szczęścia", palce lewej ma zaś ułożone w figę, co jest symbolem aktu płciowego. Jego wysłannikiem jest biały szczur.


2 komentarze:

  1. A jestem i owszem! Co prawda w związku z urlopem miałam małą przerwę w blogach, ale już wróciłam i tym razem na chorobowym, nadrabiam wszelkie zaległości!

    Fajny rozdzialik, wydaje mi się, czy wyszedł dłuższy niż zwykle?
    Naruto jak zwykle musi być szlachecki i składać obietnice bez pokrycia. Ciekawa jestem, czy wykorzystasz to przeciwko niemu, czy też pójdziesz w bardziej tradycyjną ścieżkę :D Biedny Sasek ciągle jest wodzony za nos przez Sakurę YHHHH jak ja jej nie lubię w tej historii xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie podoba mi się ten rozdział. Nie podoba mi się to, że Kakashi ma złośliwego raka. Nie chcę tego. Nie podoba mi się. Chcę więcej Kakashi'ego... Tak mi go strasznie szkoda... Już chcę znać zakończenie jego historii... Albo najlepiej kontynuację...

    Ale jeszcze co do NaruHina – kocham. Jestem ciekawa, jak to będzie z ich relacją po tym, jak pozna jej rodzinę. Hanabi mnie cholernie irytuje, ale w sumie zawsze miałam do niej dystans (dopiero w Boruto to się zmieniło). Mam też nadzieję, że Neji nie okaże się aż takim ... idiotą.

    Jak Sakura mogła nie odpowiedzieć na wyznanie Itachiego... Nie podoba mi się! T^T

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥