Spis treści

niedziela, 25 lipca 2021

Rozdział 4


Nowe życie się rodzi.



Itachi odwrócił się, słysząc charakterystyczne miauczenie. Skierował wzrok do dołu, odnajdując niewielkiego, czarnego kota, przyglądającego mu się zielonymi tęczówkami wielkości monety.
– Miau! – Kot raz jeszcze zamiauczał, ocierając się o nogawkę spodni mężczyzny. – Miau!
– Pewnie jesteś głodny?
Kot przysiadł przed Uchiha, odwracając głowę raz w prawo, raz w lewo. Zielone tęczówki wciąż obserwowały Itachiego. Jeszcze raz zamiauczał, w momencie pochylenia się przez mężczyznę i oparł polikiem o jego dłoń.
– Gdzie twoi właściciele?
Kot siadł raz jeszcze przed jego nogami, zamiauczał i zaczął się myć. Następnie Itachi postanowił go zostawić, lecz, co zrobił krok, to kot, niczym cień, przemieszczał się za nim.
Itachi poddał się, kierując rękę w stronę czarnego pyszczka. Kocur, jakby dostając pozwolenie, wspiął się po ręce i usiadł na ramieniu. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył...
W sklepie zoologicznym, który znajdował się po drodze, zakupił jedzenie dla swojego nowego towarzysza.
– Ładnego ma pan kota – odezwał się sprzedawca, wydając paragon za zakupy.
– To nie jest mój kot – odparł Itachi, zabierając reklamówkę pełną karmy.
– Widocznie kot już się do pana przywiązał. To one wybierają właścicieli, nigdy na odwrót.
– Nie wierze w przeznaczenie.
Itachi wyszedł ze sklepu, wciąż zastanawiając się nad sensem słów sprzedawcy.
W mieszkaniu znalazł wolną, glinianą miskę, do której nalał wody. Następnie wysypał karmę i podał czarnemu kotu. Najpierw futrzak z uwagą powąchał, jakby nie wiedząc, jak się zabrać za jedzenie. Lecz wystarczyła tylko chwila, bya pochłonął wszystko w całości.
– No tak musisz mieć jeszcze gdzie się załatwić.
Uchiha otworzył drzwi łazienki i ustawił między pralką a szczeliną grzejnika kuwetę. Zasypał żwirkiem i skierował wzrok na kocura.
– Chyba będziesz umiał się załatwić?
– Miau! – odpowiedział zwierzak, wchodząc do środka.
– Nie masz wstydu? Nie musiałeś puszczać klocka przy mnie. Ale śmierdzi.
Kot tylko zakopał łapkami, rozsypując żwirek po całej łazience.
– I na co mi było tego kłopotu?
Kot otarł się raz jeszcze o Itachiego, by następnie zniknąć w przedpokoju.
Przez kilka dni Itachi obserwował uważnie poczynania kota, dziwiąc się, że kocur tak na niego wpłynie.
Kiedy Sasuke wrócił do mieszkania, o mało zawału nie dostał, widząc obcego zwierzaka w kuchni.
– Itachi, czy możesz mi wyjaśnić, co ten kot robi w tym mieszkaniu?
– Przypałętał się – odrzekł lekceważąco, głaszcząc czarnego futrzaka.
– Mam nadzieję, że nie będzie sikał po meblach. Powinieneś go wykastrować.
– No wiesz co? A czy ty byś chciał Sasuke, by ci jajka odcięli?
Młodszy z braci wziął poduszkę z sofy i rzucił w kierunku brata. Itachi złapał ją, a następnie odrzucił. W sumie doskonale zdawał sobie sprawę, że powinien udać się do weterynarza.
– Jak go nazwałeś?
– Nie ma imienia. Nie zastanawiałem się nad tym.
– Jak pójdziesz do weterynarza powinieneś wymyślić. – Sasuke wypił jogurt i wyszedł z mieszkania. W końcu to nie był jego kot.
– Nie patrz tak na mnie – Itachi poprawił gumkę. – Zdecydowanie musimy odciąć ci jajeczka.
Kiedy skończył rozmawiać z weterynarzem, kot wskoczył na łóżko i zaczął domagać się pieszczot. Itachi pomiział go za uchem i po brzuchu, jednocześnie zbierając się do pracy. Zdziwił się, kiedy kot spokojnie zwinął się w kłębek i ułożył do snu. Zamykając mieszkanie, wydawał się być spokojnym, że zwierzak niczego nie zniszczy.


~  * ~


Na oddziale było jakby spokojniej niż ostatnimi czasy, może dlatego, że już nie było żadnej zagrożonej ciąży wśród pacjentek, które obecnie przebywały w szpitalu. Uchiha obserwował przez szybę niemowlaki w inkubatorach, uśmiechając się sam do siebie. Nie zdziwił go nawet fakt widoku Kakashiego.
– Znowu tu jesteś?
– Myślę, że wiesz dlaczego Itachi.
– Te dzieci dają taką samą radość tobie jak i mi. Są bezbronne i w pełni ufne. Nie zaznały cierpienia, głodu, nienawiści...
– Nie krytykują, szantażują, ani kłamią – dokończył Kakashi i także oparł się o barierkę przy szybie. – Patrząc na twój oddział, nie muszę zadawać pytania: w czym mogę pomóc?
– Mam kota – odparł szybko Itachi, wyraźnie zaskakując dyrektora.
– Mam gratulować?
– Przypałętał się jak wracałem z pracy. Sprzedawca w zoologicznym sklepie powiedział, że mnie wybrał.
– Powinieneś się cieszyć.
– Albo martwić. W końcu nigdy nie miałem kota, ani nie miałem na niego czasu. Nawet nigdy o tym nie myślałem, czy marzyłem. U nas zawsze były psy.
– Obawiasz się, że nie podołasz w wychowaniu kota?
– Kakashi ja nawet nie wiem, jakie mu imię dać. Od tygodnia mówię do niego jak do rzeczy. A przecież on też jest żywą istotą. Jutro idziemy do weterynarza, a tam trzeba wpisać imię. Co ja wpiszę xyz?
– Weź książkę imion i otwórz na pierwszej lepszej stronie. Pierwsze, które zauważysz będzie jego imieniem.
Hatake poklepał po ramieniu Itachiego, by następnie skierować się na kolejny oddział. Chociaż Uchiha znał go od dawna, nie pomyślał, że będzie jego dyrektorem. Pomimo tego, Kakashi został taki sam jak był.


~  * ~


– Więc Itachi zwariował? – Sakura siedziała na przeciwko Sasuke obserwując jak kończy pić swoje espresso.
– Sprowadził do domu kota, który zachowuje się jak człowiek. A najlepsze, że wciąż nie nadał mu imienia... Jutro wybierają się na kastrację, więc wyobrażam sobie jego mimikę twarzy w momencie otrzymania formularza do wypełnienia.
– To dlaczego mu nie pomożesz?
– To nie jest mój kot.
– Ale mieszka także w twoim mieszkaniu.
– Zawsze mieliśmy psa. Gdyby nie nasza specyfikacja pracy, na pewno wziął bym ze schroniska. Niestety dyżury i nagłe wypadki nie pozwalają w stu procentach zająć się psem.
– Dlatego wydaje mi się, że kot do was pasuje.
Sasuke obserwował twarz Sakury. Czasami przyłapywał się na myśli, że właściwie nie jest w stanie konkretnie stwierdzić, kiedy się zadurzył. Była piękna sama w sobie. Uwielbiał patrzeć w jej jadeitowe tęczówki, które przenikały go już tyle razy. Uwielbiał jej uśmiech, szczery i ciepły. Jej niewyparzony język i to, że nie lgnęła do jego łóżka. Chociaż nigdy nie chciał przyznać, najbardziej podobał mu się fakt, że potrafiła się przeciwstawić i postawić na swoim.
Po prostu była wyjątkowa.
Kiedy zadzwonił, leżący na niewielkim stoliku pager, Sasuke, dokończył pić swoja kawę i zostawił pieniądze pod filiżanką. 
– Muszę lecieć na ratunkowy. Sasori mnie wzywa.
– Jasne. Za to ja powinnam ruszyć papierkową robotę, bo za niedługo wcale nie będę sypiać we własnym mieszkaniu.
Kierowali się razem w stronę szpitalnego wejścia. Pogoda pogorszyła się znacząco, a zima zbliżała nieubłaganie. Pośpiesznym krokiem przemierzali korytarz, żegnając się przy windach.
– Miłego dnia doktorze Uchiha.
– Udanego wypełniania sterty papierów doktor Haruno – odrzekł opierając się o ścianę. - Jakbyś się wyrobiła wcześniej możemy obejrzeć nowe odcinki Czarnej listy. Dzisiaj wychodzi kolejny sezon.
– Jeżeli się wyrobie, dam panu znać.
Wyciągnęła telefon z lekarskiego kitla i pomachała nim przed oczami Sasuke. Następnie stalowe drzwi windy zamknęły się i wyjechała w kierunku oddziału.


~  * ~


Tego dnia na oddziale było wyjątkowo gwarno i żywo. Nikt nie przyprowadził jej do windy, nie pomógł wziąć płóciennej torby, w której miała niewielki dobytek swojego życia. Nie było tego wiele, praktycznie dwie koszulki, spodnie i stara, wysłużona piżama, odnaleziona w sklepie z ubraniami z drugiej ręki. Tanya stanęła w progu oddziału pediatrii i ginekologii. Wciąż zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze zrobiła, lecz nie miała wyjścia. Chciała tylko urodzić dziecko. Następnego dnia spakowałaby torbę i uciekła, dając dziecku lepszy start w życiu.
Bo przecież ona nie miała niczego, co mogłaby mu podarować.
Przez cały czas trwania ciąży nie chciała patrzeć na wielki brzuch. Budziły w niej odrazę spuchnięte stopy i kostki. Nie planowała tego dziecka, nawet nie potrafiła podać wytłumaczenia swojego wypadku przy pracy.
– W czym mogę pomóc? – dostrzegła za sobą wysokiego, przystojnego lekarza, którego czarne, długie włosy, spięte zostały w kitę. W kieszeni fartucha miał wsadzonych kilka długopisów.
– Ja...
Nie wiedziała, co tak naprawdę powinna powiedzieć. Nie miała dużych oszczędności, ani karty kredytowej. Lecz zdołała na ulicy wypytać, co powinna zrobić:
– Pójdź do Konohy – radziła Maruia.
– Nie stać mnie na szpital.
– Zostawisz bachora i odejdziesz następnego dnia. Przecież nic nie możesz dla niego lepszego zrobić.

Pokręciła głową, jakby dając bodziec na opamiętanie. W ustach czuła suchy posmak, a serce mimowolnie zaczęło szybciej bić. Nim zdążyła się odezwać, poczuła charakterystyczne skurcze i wilgoć. Ostatecznie zemdlała.
– Rin szybko! – Itachi zawołał pielęgniarkę. – Wody odeszły, skurcze zaczęły wzrastać. Musimy pomóc maleństwu wyjść na ten świat.
I tak, zamiast zjeść spokojny, zdrowy lunch, sałatkę z pomidorami koktajlowymi, z odrobiną pesto z oliwek oraz wypić świeży sok z pomarańczy, Uchiha wylądował na sali operacyjnej i zajął się odbieraniem porodu.
Ktoś mógłby powiedzieć, że jest dziwny i nie wiele by się pomylił, lecz Itachi uwielbiał swoją pracę. Kiedy tylko widział, jak nowe życie przychodzi na świat, jakaś niewielkie cząstka, radowała się i w dalszym ciągu wierzyła w dobro. Czasami myślał, że całkiem możliwe, że sam kiedyś zostanie ojcem. Niestety los nie podesłał mu odpowiedniej kobiety, a może to on nie rozglądał się zbyt uważnie?
Ostatecznie skończył z kotem. Niczym stara samotna panna.
Znów spojrzał na zegar, dochodziła piąta. Nieśmiałe promienie słoneczne, przebijały się przez gęstwinę chmur. Noc wystawiła Itachiego na ciężką próbę. Starając się pomóc nieznanej kobiecie, odbierał jej poród przez osiem godzin, skończywszy nad czwartą. Niczym pożar rozeszła się informacja po szpitalu, że matka nowo narodzonego dziecka uciekła ze szpitala, zostawiając dziewczynkę w inkubatorze. Itachi chociaż bardzo chciał, nie mógł uwierzyć, że łatwo jest tak po prostu porzucić dziecko. Podniósł zmęczone oczy, by raz jeszcze spojrzeć na kwilące niemowlę. Nie chciał osądzać, ani też rozumieć, dlaczego kobieta pozostawiła swe dziecię. Może nie miała wyjścia?
Powoli dochodziła siódma godzina, kiedy Itachiego wyrzucili z oddziału.
– Powinieneś się porządnie wyspać! – Rin wypchnęła lekarza w kierunku wyjściowych drzwi. – Dziewczynka ma zapewnioną opiekę, dopilnuje by nic się jej nie przydarzyło.
– Jest wcześniakiem, ma problemy z prawidłową funkcją zastawek. Nie mogę pojść spokojnie spać, wiedząc, że coś jej się przytrafi, a mnie tutaj nie będzie.
– Itachi dam sobie radę. Jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo – powiedziała Rin, uśmiechając się radośnie. – Za to ty coraz bardziej grabisz sobie. Czy mam wezwać Kakashiego?
– I ty Brutusie przeciwko mnie – mruknął Uchiha i zapiał guziki płaszcza. – Zgoda, wyjdę. Jednak, gdyby się coś działo...
– Nie będzie się dziać.
– Gdyby się zaczęła krztusić, dusić, serce wpadło w arytmię.
– Wezmę doktora Sarutobiego.
– Rin! – zawołał zdecydowanie. – Zadzwonisz do mnie. To polecenie służbowe.
Nohara pokiwała głową z irytacją i odwróciła się w stronę sali z inkubatorami. Chociaż nie chciał, musiał przyznać, że potrzebuje snu. Obolałe i zwiotczałe mięśnie z trudem przemierzały kolejne piętra schodów.
Ciekawe, czy kot też miał tak cudowną noc jak on?


~  * ~


Po pierwszych tygodniach strapienia i niepewności Itachi stwierdził, że całkiem fajne jest posiadanie zwierzęcia, które niewątpliwie się do niego przywiązało. Przez dobrych kilka lat nie myślał zbyt wiele o przyszłości, ani o posiadaniu towarzysza. Zawsze miał obok siebie młodszego brata, który w razie potrzeby służył pomocą. Teraz natomiast był odpowiedzialny za kolejne życie w ich mieszkaniu.
Przed wizytą u weterynarza nie zdołał wymyślić żadnego zaskakującego i pasującego do kota imienia. Jakby tego było mało, Sasuke także nie podzielił się z nim tajemnicą, jak przywołuje kocura. Zrezygnowany woła do niego sierściuch, kundel, kocur, koto. Zdążył także zaobserwować, że ma on swój honor i jest niewątpliwie upartym zwierzakiem.
– Cześć Sakura – rzucił, kiedy wszedł do salonu i zauważył kobietę siedzącą na kanapie.
– Ciężki dyżur? – zapytała obserwując jak wyciąga szklankę z szafki i nalewa do niej wody.
– Powiedzmy, że odbieranie porodów to nie jest zbyt łatwa praca.
– Zawsze mogłeś iść... – wtrącił Sasuke z wyższością, dostając w zamian poduszką od brata.
– Nie kończ! - Itachi dopił wodę. – Nie zostałbym kardiologiem, tak jak ty lizusie. Za nic w świecie.
Kot wskoczył na stolik kawowy, oczekując na pieszczoty ze strony zgromadzonych. Haruno jakby automatycznie wyciągnęła do niego rękę i przeczesała czarne futerko od niewielkiej główki, aż do puszystego ogonka.
– Nie wierzę, że cię polubił. Sasuke drapie, ilekroć chce go pogłaskać.
– Jakoś nawiązaliśmy nić porozumienia – odpowiedziała, dalej głaszcząc kota. – Prawda kicur?
– Miau!
– Kicur? – Itachi stanął przy znajomych i popatrzył na zwierzę. – Problem z głowy.
Podrapał kota za uchem, po czym poszedł wziąć zakupioną wcześniej klatkę.
W sumie Kicur było całkiem przyjemnym imieniem dla kota.






 Od K: Już czwarty rozdział pozostawiam na Szpitalu, a na kolejny zapraszam za pewne pod koniec września. Dziękuję Fallen Angel za to, że jej słowa motywowały mnie do ruszenia tego przestoju, który nastąpił i ruszył opowiadanie do przodu. Dziękuję Ci z całego serca.

Zaczęłam także pracować nad własnym, autorskim opowiadaniem, którego tematyka nie będzie związana z żadną postacią m&a ani książki, filmu, czy serialu i teraz większość czasu została temu poświęcona. Nie wiem też, czy ktoś będzie chciał przeczytać te moje wypociny? (Nie ukrawam, że może w dalekiej przyszłości postanowię je wystawić z najciaśniejszych zakamarków laptopowego folderu i opublikować.) 

W każdym bądź razie dziękuję za uwagę i jeżeli ktoś przeczytał wszystko, prosiłabym zostawić jakiś ślad po sobie. To zawsze motywuje autora do dalszego tworzenia. 


5 komentarzy:

  1. Prosisz o motywację, więc jestem! Tym razem zdecydowanie szybciej niż ostatnio xD
    Rozdział był przyjemny, chociaż nie ukrywam, że mam kilka uwag co do treści. No cóż, nie każdy komentarz może byś taki miły. Ale spokojnie, nie będę krzyczeć. Chyba. :P

    Itachi i kot... Ciekawe. Chociaż w sumie to do niego pasuje, w końcu koty to indywidualiści. Ja też mam jednego i też czarnego, ale kotkę :D
    Nooo i Sasuke zaczyna pokazywać swoje uczucia... Robi się coraz ciekawiej!

    No i to byłoby chyba z tych przyjemniejszych rzeczy. Teraz czas na czepianie się. (Od razu przepraszam, jeśli się z czymś minęłam lub to miał być taki zabieg, a ja tego nie zauważyłam. Piszę co myślę i niecierpliwie czekam na Twoją odpowiedź.)
    Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Itachi mówiący tak kolokwialnie o kastracji "obcinanie jajek". Tak trochę nie bardzo mi pasuje to ogólnej kreacji Itachiego jako starszego brata, który powinien być trochę bardziej poważny. Ale! Tu mogę się mylić, bo później też się tak wyraża do Sasuke, więc podejrzewam, że wypowiada się w ten sposób, tylko w nielicznym gronie (Czyt. Sasuke i Sakura). Chociaż nie ukrywam, że trochę to dziwnie w pierwszej chwili się czytało.
    Zdziwił mnie też przeskok czasowy, między jedną a drugą sceną. Na prawdę wtedy minął tydzień? Gdzie? Kiedy? Co tu się stanęło?
    Kolejna rzecz, która rzuciła mi się w oczy to literówka w zdaniu: "Czasami przyłapywał się na myśli, że właściwie nie jest w stanie konkretnie stwierdzić, kiedy się zadłużył." Podejrzewam, że miałaś na myśli ZADURZENIE, a nie zadłużenie, bo tak trochę śmieszno by było gdyby zadłużył swoje serce u Sakury. Chociaż z drugiej strony... Nie dość śmiechów, bo ta karuzela się nigdy nie zatrzyma. XD
    I tutaj też padła mała gafa: "– I ty brutusie przeciwko mnie". Brutus to imię przyjaciela Juliusza Cezara, który to padł ofiarą spisku. I widząc swojego przyjaciela, który go zdradził podobno wypowiedział takie zdanie. Tak więc w tym przypadku powinno być z dużej.
    No i chyba ostania rzecz, do której przyszłam się tu przyczepić to to zdanie, a właściwie ton w jakim zostało wypowiedziane: "– Rin! – warknął buntowniczo." Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, żeby dyrektor oddziału warczał buntowniczo na swoich podwładnych. Znaczy okej, jestem w stanie zrozumieć zamysł, bo Itachi nie zgadzał się z Rin a propos nowo narodzonego dziecka, ale wydaje mi się, że można by to ciut zgrabniej napisać, żeby nie wychodziło tak... słabo. Może... Zawołał stanowczo/twardo/nieustępliwie/zdecydowanie/itp.
    To byłoby chyba na tyle... Generalnie rozdział mi się bardzo podobał, z resztą jak każdy poprzedni. Masz naprawdę lekką rękę do pisania, a to się bardzo chwali. Szczególnie gdy szuka się jakiegoś dobrego opowiadania, które nie pochodzi rodem ze starego onetu. A potknięcia zdarzają się każdemu.
    Także czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!
    I zabieram się sama za pisanie, bo wstyd!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za opinię i krytykę, bo nie ukrywam jest ona bardzo potrzebna. Szczególnie jak się jest taką osobą jak ja. ;D
      Jeżeli chodzi o Itaśka mówiącego tak kolokwialnie o kastracji "obcinanie jajek" - ogólnie uwielbiam jego postać i to jak został w Uniwersum przedstawiony, lecz staram się go troszkę odciągnąć od ogólnej charakterystyki poważnego i odpowiedzialnego. Zarówno w tym opowiadaniu, jak i w drugim (które na tą chwile jest zawieszone) chcę by Itachi Uchiha był nieco bardziej szalony, ironiczny, posiadał czarny humor (taki jaki ja mam często) i przede wszystkim (co powinno w następnych rozdziałach się uwidocznić) pokazać jak bardzo odbiega od "standardów" przyjętych przez rodzinę Uchiha (chociażby dlatego, że porzucił rodzinną tradycję i został pediatrą, a nie kardiologiem). Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe i nie uzna, że to profanacja Itasiowego oblicza :-)
      Jeżeli chodzi o przeskok czasowy, rzeczywiście mogłam opisywać dni, jednak stwierdziłam, że w całym tym czasie nic nadzwyczajnego w życiu bohaterów się nie wydarzy. Także mogę przeprosić, lecz często będzie tak w tym opowiadaniu. (Po prostu nie chcę mozolnie opisywać każdy dzień, dlatego staram się używać przeskoku czasowego)
      Literówka w zdaniu: "Czasami przyłapywał się na myśli, że właściwie nie jest w stanie konkretnie stwierdzić, kiedy się zadłużył." Dobrze podejrzewasz, miało być ZADURZENIE, a nie zadłużenie, człowiek tyle razy sprawdza i zawsze coś będzie nie tak, głupia i ślepa ja :D
      Podejrzewam, że także autokorekta została źle zaznaczona i oto wynik ZADŁUŻENIA SERCA. Biję w tym momencie duży facepalm, ale jeszcze mikser mi w oczy, że tego Brutusa, nawet w sumie mikser w oczy z turbo napędem. Przepraszam.
      Także się zastosowałam do rady i już zmieniłam, dziękuje Ci za propozycję! :D
      A ja zabieram się za czytanie Twojego dzieła, zwłaszcza, że zaczynam od przyszłego tygodnia urlop :D

      Usuń
    2. Ależ ja nie mam pretensji o profanację Itasia! Skądże znowu! Tym bardziej po przeczytaniu ItaHina. Z resztą już w swoim życiu czytałam tak wiele ff z tak bardzo zmienionymi postaciami, że nic mnie już nie zdziwi. Sama z resztą podjęłam się takiego wyzwania 😅

      Literówki zdążają się każdemu. Ja kilku latach od niektórych rozdziałów znajduje w swoim pierwszym opowiadaniu takie kwiatki jak: poszłem czy puki (co swoja droga zapamiętam chyba do końca życia po tym jak przyjaciółką mi to przez kilka dni wypominała). Do dzisiaj na przykład nie mogę zrozumieć dlaczego talerz jest przez "Rz" a nie "ż". Przecież to nie ma sensu! 🤷‍♀️
      Poza tym pisarze powinni się wspierać, tym bardziej przy mało zasięgowych blogach!
      Życzę udanego wypoczynku! Ja akurat swój urlop powoli kończę, dlatego też twierdzę, że wypada zacząć coś pisać, bo wstyd. Dwa tygodnie wolnego, a ja nawet nie otworzyłam pliku! 😭

      Usuń
  2. Kocham to opowiadanie, serio. Tylko brakuje mi pozostałych bohaterów... I to tak bardzo :c Ale koncept opowiadania chyba miał się skupiać na tej dwójce od samego początku.
    Itachi jest fajnie przedstawiony, a z tą kicią jest jeszcze bardziej uroczy. W ogóle bardzo mi się podoba jak fajnie wplatasz takie historie. Mega, znów się powtórzę, a co mi tak!
    Lecę czytać dalej, póki jestem w pociągu i mam na to czas ^^
    Życzę mnóstwa weny, pisz jak najwięcej, bo super ci to wychodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie chcę w początkowych rozdziałach przedstawić czytelnikowi główny personel szpitala - sylwetki bohaterów, ich przeżycia, myśli i powody, dla których robią co robią. Staram się dać im szansę, abyście mogli ich lepiej poznać i stwierdzić, czy będą przez Was lubieni czy nie. Jak już skończę przedstawianie mam zamiar rozkręcić akcję, dodać wątki miłosne, życiowe, szpitalne przypadki i perypetie. A co do niektórych, to po prostu troszkę wplatam wątki poznanych już we wcześniejszych rozdziałach bohaterów, aby czytelnik o nich nie zapomniał :)

      Spokojnej podróży Talonku! *.*

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥