Spis treści

wtorek, 21 lutego 2023

Rozdział 27

 
Ojciec, głowa rodziny


Tamtego dnia, Ino Yamanaka chodziła nieobecna po oddziale. Współpracownicy patrzyli na nią zmartwionym wzrokiem, jakby to wszystko było dość niespotykane. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o pielęgniarkę.

— Jesteś? — powiedziała Temari, kiedy spotkała koleżankę w pokoju socjalnym. Ino siedziała nad kubkiem herbaty, którą najwidoczniej zamiast pić, tylko wąchała. Choć to i tak za dużo było powiedziane.

— A czemu ma mnie nie być — odpowiedziała po chwili.

— Twoja rumiankowa herbata już wystygła — zauważyła No Sabaku.

— Lubię zimną…

Temari opuściła głowę, aby popatrzeć z niedowierzaniem na koleżankę. Jej zielone oczy niewerbalnie mówiły, a wręcz krzyczały nie ze mną takie numery. 

— Zimna herbata z rumianku jest okropna — rzekła No Sabaku i nastawiła wodę w czajniku. — Zwłaszcza na smutek.

— Nie jestem smutna! — zaprzeczyła Ino.

— Dlatego pół dnia przemierzasz oddział z miną zbitego psa?

— To nie tak!

— To jak? — Temari wyciągnęła kubek i włożyła do niej torebkę jednej z tańszych herbatek. Tylko takie pozostały na oddziale. No i… Ostatnia torebka herbaty rumiankowej, za którą niezbyt przepadała.

Ino nie raczyła ją nawet odpowiedzią. Po prostu nie miała ochoty rozmawiać z koleżanką. Zwłaszcza, że obie były pewne, jaki jest powód jej smutku.

— Detektywa wypisują dzisiaj — rzuciła luzacko Temari.

— No i co z tego? — mruknęła w odpowiedzi Yamanaka.

— To wszystko wyjaśnia.

Ino nie odpowiedziała nic więcej. Wzrok utkwiła w filiżance z zimną już herbatą i zaczęła ją mieszać łyżką. Patrzyła na powstające okręgi, a później głośno westchnęła.

—  Już nie będziesz narzekać — dodała z uśmiechem Temari, siadając naprzeciw pielęgniarki.

—  Nigdy nie narzekam —  zarzekała się Ino.

—  Nigdy?

—  Nigdy… No może parę razy się zdarzyło…

Temari zaśmiała się i upiła łyk z parującego kubka. Następnie z głośnym zadowoleniem swej racji, odłożyła naczynie na blat stolika.

—  Ilekroć musiałaś iść do detektywa, ciągle mamrotałaś żale pod nosem.

—  Bo mnie denerwował!

—  Niby czym może denerwować pacjent, przystojny pacjent, leżący na łóżku?

Temari zaśmiała się, obserwując jak na twarzy koleżanki pojawiają się rumieńce. Ino Yamanaka była zdecydowanie zawstydzona.

—  No bo on… —  zacięła się, wstając od stołu. —  Z resztą nie zrozumiesz.

—  Czego? —  No Sabaku wciąż naśmiewała się z pielęgniarki. —  Co tu jest do niezrozumienia?

—  Ubzdurałaś sobie coś czego nie ma.

—  Ale jeżeli są na to namacalne dowody, to na pewno to jest bzdura?

Ino zabrała filiżankę i wylała zawartość do zlewu. Następnie wzięła gąbkę, nalała płyn i szybko umyła naczynie. Odkładając filiżankę na suszarkę, starała się jej nie rozbić. Temari No Sabaku była znana, że potrafi wejść człowiekowi za skórę i Ino nigdy nie chciała stać przeciw niej. Jednak tym razem po prostu przesadziła.

—  Powinnaś zająć się doktorem Nara —  rzuciła niedbale, wychodząc z pomieszczenia.

Temari jeszcze chwile siedziała i uśmiechała się pod nosem. W końcu wiedziała, że pod zawstydzeniem Ino, ukrywa się coś więcej. A bynajmniej koleżanka nie potrafiła tego zauważyć.


*


Itachi starał się jak mógł, jednak wciąż bez skutku. Najwidoczniej nie dane było mu spokojne życie. Może dlatego nigdy wcześniej nie chciał się ustatkować? W końcu kobiety wszystko komplikowały.

Najgorzej było jednak trafić tak jak on. Zakochany w przyjaciółce brata, która bała się zranić przyjaciela. Itachi wcześniej myślał, że pomimo ich tajemnicy, uda się stworzyć dość specyficzny związek. Szczególnie wtedy, gdy wyznał jej swoje uczucia. Jednak teraz był stuprocentowo pewny, że nie dane im będzie wspólnie spędzić przyszłości.

Oparł się o zagłówek fotela, kiedy wkroczył wreszcie do gabinetu i mógł spokojnie usiąść. Kolejny dyżur owocował w trzy porody i choć Itachi uwielbiał swoją pracę, czasami miał dosyć oglądania krwi i wód płodowych.

Zamknął oczy, starając się głęboko oddychać. Od momentu wyjścia z gabinetu doktor Haruno, nie kontaktowali się. Z resztą Sakura wyraźnie zaznaczyła, że w tej chwili potrzebuje spokoju. Itachi nie miał najmniejszej ochoty jej przeszkadzać.

Nie mógł jej winić, jednak czuł żal. Bo świadomie i z pewnego rodzaju premedytacją weszła swoimi butami w jego życie. W którym tak naprawdę była już wcześniej. Choć o tym nie wiedziała.

Po raz setny żałował, że tamtej nocy pozwolił sobie na ta słabość. Lecz, gdy zobaczył jej nieporadne, pijane ruchy, słodką, naburmuszoną twarz i zaróżowione policzki, poczuł nieodpartą chęć zaopiekowania się kobietą.

To wszystko przez to, że jesteś taki odpowiedzialny — pomyślał.

Taka była prawdą, Itachi Uchiha od zawsze był prawym i sumiennym człowiekiem. Uważany był także za tego bardziej odpowiedzialnego, a w paczce znajomych mającego głowę na karku. Jako lekarz — dobry specjalista, kochający swoją pracę i oddany do ostatniej minuty życia.

Od kilku dni, Itachi nie chciał nawet patrzeć na swoje odbicie. Był zmarnowany i Rin nie omieszkała mu o tym kilkakrotnie wypomnieć. Zazwyczaj tylko machał dłonią i chował sie za drzwiami gabinetu bądź męskiej łazienki.

Poprzez głębokie oddechy zaczął panować nad spokojem. Niwelował stres. Na studiach medycznych mówili, że to dobry sposób. Tak więc Itachi usiadł na fotelu, odciągnął głowę do tyłu, zamknął oczy i zaczął rytuał. Jeden głęboki wdech. A później wydech. I znów, drugi głęboki wdech i wydech. To wszystko trwało niecałą minutę i w niewielkim stopniu pomogło. Cały rytuał składał się z sześciu głębokich wdechów i wydechów. Przy piątym zadzwonił jego telefon.

Itachi spojrzał ukradkiem na aparat spod jednej powieki.

O J C I E C .

Czego on może teraz chcieć? — pomyślał znów i chwycił za aparat.

— Słucham?

Dobrze cię słyszeć — głos ojca był jak zawsze poważny i stanowczy. — Masz przerwę?

— Właściwie to przerwałeś mi zajęcia ze spokojnego oddechu — rzucił spokojnie.

Spokojnego oddechu? — zdziwił się Fugaku.

— Kiedyś na zajęciach o czymś takim mówili.

Nie przypominam sobie.

— Wątpie byś cokolwiek ze swoich zajęć pamiętał.

Choć nie widział, Itachi był pewny, że ojciec zmrużył oczy i zmarszczył brew.

Pamiętam dość sporo.

— Oj nie denerwuj się tak.

To na czym polegają te twoje zajęcia?

— Bierzesz głęboki wdech i wydech, I tak sześć razy.

Odkrywcze.

— Przeszkodziłeś mi na piątym wdechu — rzucił Itachi. — Będę musiał od nowa wszystko zrobić.

Fugaku nie skomentował wypowiedzi syna. Najwidoczniej uznał, że to kolejny pstryczek w jego nos. No cóż, odkąd starszy syn wybrał pediatrie, ich rozmowy głównie opierały się na pstryczkach i przekomarzaniach.

— Sasuke się odezwał? — zapytał Itachi, wstając od biurka.

Jaką odpowiedź chcesz usłyszeć?

— Prawdziwą.

Wciąż milczy — ton głosu Fugaku był dość smutny. Zwłaszcza jak na niego.

— Nie dobrze — podsumował Itachi, patrząc przez okno na jezioro.

Itachi — zaczął poważnie ojciec. — Nie chcę się mieszać, lecz twoja matka powoli traci wiarę i nie wiem ile będę w stanie ją bronić przed tym tematem.

— Rozumiem.

Co tak właściwie się stało?

— To chyba nie jest rozmowa na telefon — rzucił pediatra. — Spotkajmy się jutro, w Dashi.

Dlaczego mam wrażenie, że to dosyć skomplikowane.

— O prostych rzeczach można mówić przez telefon — odpowiedział Itachi.

Uchiha jeszcze chwilę rozmawiał z ojcem i umówił się na konkretną godzinę.

 

*


Co się stało?

W taki sposób można by było podsumować stan umysłu Naruto przez resztę dnia. Nie było znaczenia, czy badał na oddziale kolejną osobę z przypadłościami neurologicznymi, czy udzielał konsultacji u Sasoriego, czy nawet operował w asyście Shikamaru. Nie miało to najmniejszego znaczenia.

Przez cały czas miał wrażenie, że działa na podstawie automatu. Niczym robot, w którym ktoś włączył odpowiedni program. Duchem wciąż był przy momencie z dzisiejszego poranka.

Naruto spotkał Hinatę na korytarzu między blokiem operacyjnym a oddziałem internistycznym. Wierzył ukochanej, lecz nie mógł być dobrze nastawiony do obrazu, który zobaczył.

Anestezjolog stała na środku korytarza i rozmawiała z nieznanym Naruto mężczyzną. Nie wyglądała też normalnie. Jej mowa ciała wyrażała więcej niż słowa. Hinata Hyuga bała się. Czuła się niepewnie.

Naruto chciał podejść, lecz w momencie, kiedy ich oczy spotkały się ze sobą, niemo nakazała Uzumakiemu się nie wtrącać. Neurochirurg nie był z tego powodu zadowolony, lecz uszanował decyzje ukochanej. Po prostu stał z boku.

Gdy Hinata skończyła rozmowę, a raczej to Naruto interweniował widząc, jak nieznajomy mężczyzna wykonuje zbyt gwałtowne ruchy, poczekał, aż wszystko wróci do normy.

— Wszystko w porządku? — zapytał, podchodząc do ukochanej.

— A pan to kto? — usłyszał chłodny głos mężczyzny.

— Pracownik tego szpitala — rzekł Uzumaki.

— To prosze zając się swoją pracą. A nie wtrącać w cudze sprawy.

Naruto wciąż stał niewzruszony, mierząc się z gniewnym wzrokiem mężczyzny. Jego lawendowe oczy zdradzały, że musiał być spokrewniony z Hinatą.

— Hinata? — zapytał neurochirurg.

— Wszystko jest ok — wyszeptała. — Proszę cię Naruto, porozmawiamy później…

— No proszę — wtrącił mężczyzna. — Doktor Uzumaki, czyż nie?

— Chyba się nie znamy?

— Neji Hyuga — mężczyzna wyciągnął rękę w kierunku lekarza. — Słyszałem, że jest pan świetnym neurochirurgiem.

— Ja o panu niezbyt pochlebne opinie.

Naruto obserwował jak sztuczny uśmiech schodzi z twarzy Nejiego.

— Kuzynko, widzę, że w szpitalu nie powinniśmy się widywać — rzekł Hyuga, znów patrząc na Hinatę. — Czy możemy się umówić na osobności?

— Będzie…

— Będziemy w kontakcie — dodał szybko Neji i odwrócił się. Następnie wyszedł z budynku i wsiadł do samochodu, co zaobserwowali przez okno.

— Nie powinnaś się z nim spotykać.

Ton głosu Naruto był stanowczy.

— Chcę porozmawiać o firmie.

— Dlatego tym bardziej nie powinnaś się zgodzić.

Hinata patrzyła na Uzumakiego. Podparła dłoń na biodrze i zmrużyła oczy.

— Przecież nic mi nie zrobi.

— W jego zachowaniu nie dostrzegłem by był opanowany.

— Zdenerwował się bo usłyszał o stanie zdrowia ojca.

— I ty w to wierzysz?

— Naruto wytłumacz mi — skrzyżowała ręce na piersi. Znów wróciła wojownicza Hinata. — O co ci chodzi?

— Martwię się o ciebie — odparł posępnie. — A z całą pewnością nie chodziło mu o twojego ojca. Z resztą sama mówiłaś, że od lat planują z Hanabi jak się go pozbyć.

— To nie znaczy, że powinnam go unikać.

— To nie znaczy, że powinnaś się z nim spotkać.

Hinatą jęknęła. Nie wiedziała, co ma myśleć o tym wszystkim.

— Całe życie uciekałam i co z tego mam? — poczuła jak wzbiera w niej złość. — Chorego ojca, wredną siostrę i chciwego kuzyna. Dlatego, jeśli mam to zakończyć, spotykając się z Nejim, to zrobię to. A ty nie przeszkodzisz mi w tym.


*


Dyżur kończyła po dziewiątej godzinie, kiedy już było dość ciemno i zimno. Pomimo tego, że zbliżała się wiosna, dla Ino wciąż pogoda była do dupy. Wprost nie cierpiała zimna, a czas wolny starała się spędzać w mieszkaniu bądź innym pomieszczeniu, które posiadało nawet mikroskopijny działający kaloryfer.

Ino nie rozmawiała więcej z Temari, która wyjątkowo zaszła jej za skórę. Lecz im dłużej o tym myślała, zdawała sobie sprawę, że może rzeczywiście koleżanka z oddziału miała troszkę racji? Gdy Yamanaka zobaczyła puste miejsce w sali detektywa, niewielkie ukłucie w sercu sprawiło, że mina jej zrzedła. W szafie już nie odnalazła koszulki, piżamy, a na półce w łazience nie stał kubek z granatową szczoteczką. Choć pomieszczenie jeszcze pachniało męskimi perfumami, było zupełnie puste i smutne.

Wychodząc z budynku, zapięła do końca zamek swojej kurtki. Założyła też na głowę czapkę i ubrała rękawiczki. Chuchnęła dwa razy, jakby sprawdzając czy wciąż jest tak zimno — było.

Po chwili kroczenia lekko oblodzonym chodnikiem, poczuła jak nogi uginają się i pomyślała, że za chwilę jej tyłek spotka się z brukową kostką. Nim zdążyła złapać równowagę, zanotowała, że wcale nie upadła, a jej ramię zostało pochwycone w solidny uścisk. Podniosła wzrok i napotkała ciemne oczy, które w świetle ulicznej latarni błyszczały niczym dwa duże spodki.

— Zawsze będzie się pani…

— Proszę nie kończyć — wtrąciła surowo. — Najwidoczniej mam pecha.

— A może to jednak przeznaczenie?

Ino nie wierzyła w przeznaczenie. Nie wierzyła też we wróżki, jednorożce i magiczne skrzaty. Podchodziła sceptycznie do Harrego Pottera i stwierdziła, że Zmierzch jest beznadziejny już po dwudziestu minutach.

— Wątpię.

Kiedy już odzyskała równowagę, otrzepała nogawki i poprawiła kurtkę. Detektyw patrzył na nią badawczo, lecz po chwili wybuchnął dość głośnym śmiechem.

— Widzę, że ma pan wyśmienity humor — rzuciła obojętnie, chcąc odejść od mężczyzny.

— Wręcz wyborny — odparł z przekąsem.

— W końcu wyszedł pan po długiej nieobecności na świeże powietrze.

Sai patrzył jeszcze przez chwilę na pielęgniarkę, a gdy ona stwierdziła, że ma najzwyczajniej dość tej sytuacji, pociągnął ją w tylko sobie znanym kierunku.

— Ale co pan robi?

— A co by pani chciała?

— To jest porwanie! — krzyczała, lecz nikt nie mógł jej usłyszeć. Na parkingu byli sami. — Zgłoszę to na policję!

— Doprawdy — mężczyzna zaśmiał się kolejny raz. — Mam już spisywać zeznania? Czy woli pani poczekać, aż jakieś dowody będą w tej sprawie?

Yamanaka nadęła policzki i z miną obrażonego psa, poczłapała za detektywem. Jej oczom ukazał się znajomy pojazd — czarne BMW. Był to sportowy model i bynajmniej mógł się poszczycić większym kopem, niż stare Uno pielęgniarki.

— Gdzie mnie zabierasz? — wtrąciła niegrzecznie, gdy otworzył przed nią drzwi.

— To z oficjalnego tonu przeszliśmy na ty? — zaśmiał się ponownie, ukazując dołeczki w policzkach.

— Niech mnie pan nie denerwuje!

— Nie śmiałbym.

Komisarz Satō miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor, a najwidoczniej chciał go także polepszyć Ino. Co prawda, kobieta była bardziej rozdrażniona, lecz po chwili milczenia poddała się i nawet zaczęła bawić panelem od samochodowego radia.

— Nie ruszaj tego!

— Dlaczego? — zapytała z ciekawości.

— Masz po tamtej stronie pokrętło — wskazał wzrokiem na prawą stronę radia. — Guzikami się przełącza.

— Ale to radio dotykowe.

— Nie lubię, jak ktoś smaruje mi brudnymi rękami po wyświetlaczu.

Ino przez moment nie wiedziała, co powiedzieć, ani bynajmniej nawet nad tym długo nie myślała. Praktycznie od razu wypaliła:

— Jakie brudne ręce?! Wypraszam sobie.

Detektyw nie odzywał się więcej, lecz skręcił w znajomą uliczkę. Yamanaka wiedziała, że jest już pod swoim blokiem, lecz dziwne uczucie, że zaraz to wszystko minie, napawało ją swego rodzaju smutkiem.

— Nagle stałaś się smutna — zauważył Sai, otwierając przed nią drzwi.

— Ponieważ musimy się rozstać.

Jej głos był praktycznie szeptem, a wzrok miała spuszczony na czarny asfalt. Nie chciała patrzeć w oczy mężczyzny, nie po tym wszystkim. Nie po tych tygodniach, które prócz przekomarzania spędzili na rozmowach o wszystkim i niczym. Świadomość, która była w jej głowie, wydawała się coraz bardziej przedzierać się poprzez nierealne marzenia.

— Czy musimy? — zapytał Satō, zakładając za ucho jej blond włosy.

— Chyba tak będzie najlepiej — wyszeptała ponownie.

— Dlaczego?

— Ponieważ… — umilkła, próbując przełknąć gorzką prawdę.

— Ponieważ?

— Ponieważ złamię ci serce — dodała szybko, chcąc już wydostać się z tego dziwnego i bardzo ciężkiego potrzasku.

— Jako medyk powinnaś wiedzieć, że nie da się złamać serca.

— Dobrze wiesz, o czym mówię… Nie nadaję się do związku.

Detektyw patrzył na pielęgniarkę, starając się zebrać myśli. Prawda była taka, że sam do świętych nie należał. Jednak, czy ta kobieta nie była tego warta?

— Prędzej ja złamię twoje — rzucił ostrożnie.

Ino popatrzyła na komisarza. Następnie to, co wydarzyło się później, na zawsze zmieniło ich życie.




Od K: Jak widać zmieniłam szatę graficzną (kilka razy, bo ciągle coś mi nie pasowało). A to jak zawsze jest pewnym symbolem. Ale tym razem nie tylko nowego rozdziału, lecz informacji. Długo pisałam ten rozdział i jeszcze dłużej się do niego zbierałam. Słowa nie chciały wejść do głowy, a jeszcze bardziej przelać do pliku. Wszystko, co napisałam wydawało mi się bezsensu i choć plan mam spisany na blisko 50 rozdziałów, wciąż mam blokadę. Może po prostu to jest sygnał dla mnie — K. musisz przystopować. Nie da się wszystkich zadowolić, nie można uciekać od problemów i nie można robić czegoś na siłę. Nie można. Przyznam się przed Wami i przed sobą, że nadszedł ten dzień, w którym moje wypalenie osiągnęło maksimum. Nie jestem w stanie tworzyć — i nie mówię tu tylko o wewnętrznej pisarskiej blokadzie — a raczej o poczuciu, że zawsze to, co napisze nie jest tak dobre jakbym chciała. Jak myślę, że mogłoby być i jak bardzo to na mnie działa. Czytając cudowne utwory innych autorów, zdaję sobie sprawę, że jestem przeciętna, nie mówiąc nijaka.

Dlatego przepraszam — nie wiem, czy w marcu ukaże się Szpital. 

Nie wiem, po prostu nie wiem.


3 komentarze:

  1. O jejku... Szkoda na koniec rozdziału coś takiego... Smutne, ale przynajmniej jesteś z nami szczera, a to liczy się najbardziej ♥
    Co do rozdziału, to scena z Naruto i Hinatą mnie zasmuciła, ale mam nadzieję, że razem przez to jakoś przebrną. Jestem też bardzo ciekawa relacji Ino x Sai... Coś co zmieniło ich życie? Może ciąża pielęgniarki? :D W sumie ciekawie by było ♥
    No i gdzie jest ten Sasuke i szczęście Itachi'ego? Czekam na to z niecierpliwością...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jesteś nijaka, tylko masz kryzys twórczy, to nic złego. Każdy autor ma swój styl, ale to Cię nie spycha z żadnej listy twórców. Ja bardzo lubię czytać te szpitalne zawirowania, intrygu, rozstania i powroty. Wierzę, że nabierzesz sił i szybko wrócisz do pisania. Niedługo wiosna, więc nastrój idealny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale co się wydarzyło później? Kurka, no jestem ciekawa! I czekam na ciąg dalszy!
    Odnosząc się do tego co napisałaś, to daj sobie czas i nie myśl, że jesteś nijaka z tym co tworzysz. To, że teraz nie masz pomysłu i siły na ciąg dalszy, to nie znaczy, że zawsze tak będzie. Każdy może mieć gorszy okres, nie ma potrzeby się od razu biczować z tego powodu. Jeśli lubisz pisać, sprawia Ci to radość, odpręża, znajdujesz w tym sens i zostawiasz tu cząstkę siebie, to nie warto oglądać się na innych i na siłę spełniać ich oczekiwań. Wiadomo, że jako twórcy chcemy się starać i w jakimś sensie podołać temu, czego się podjęliśmy, ale hej - jesteśmy ludźmi :)
    Jeśli ma to jakieś znaczenie, to ja bardzo lubię to opowiadanie i byłoby mi bardzo miło, gdybyś je nadal kontynuowała. Może jeszcze nie w marcu, jeśli nie jesteś na to gotowa, ale będę tu zaglądała co jakiś czas, żeby sprawdzić :)
    Przesyłam uściski i dobrą energię.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥