Rozdział 13

 

Zostać w pamięci na lata.


Zima w Kraju Ognia czasami była nie do zniesienia. Napierający wiatr, niósł za sobą mróz, który powodował, że mimowolnie policzki stawały się rumiane. Pomimo tego, że chciała znaleźć się jak najszybciej w domu, wewnętrzna Sakura pozostała z Kakashim, aby dowiedzieć się czegoś więcej o dyrektorze. Obserwowała Hatake, który stojąc oparty o balustradę, spoglądał w ciemną otchłań jeziora.
Westchnęła i wypuściła z ust obłok pary. Dyrektor zazwyczaj sprawiał wrażenie pogodnego i ciepłego człowieka, lecz w momencie spotkania na parkingu ujrzała w jego ciemnych oczach pewnego rodzaju zmartwienie. Było niczym ból, z którym każdy prędzej czy później musi sobie poradzić.
— To smutna historia — zaczął Kakashi, siąkając nosem. Trzydniowy zarost, który miał na sobie, pokrył delikatny szron. Śnieg znów mocniej prószył.
— Czasami człowiek potrzebuje się przed kimś otworzyć — odpowiedziała spokojniej Sakura, tuląc się szczelniej kaszmirowym szalem. — To przynosi ulgę.
— Dzisiaj mamy dwudziestego piątego grudnia, prawda?
Onkolog pokiwała głową, obserwując jak dyrektor odwraca się w jej stronę. Czarne tęczówki przeszył ból, najwidoczniej bił się z myślami. Sakura wstała z miejsca i podeszła bliżej. Po chwili zawahania, położyła dłoń na męskiej ręce, którą dyrektor trzymał na balustradzie.
— Byłem młodym lekarzem, praktycznie to była pierwsza moja operacja. Z uwagi na to, że w święta skład personelu był okrojony, musiałem sam operować. Zawał mięśnia sercowego, pacjent z problemami niewydolności zastawkowej. Był ranek, słońce przebijało się przez szpitalne rolety.
Sakura wsłuchiwała się w słowa Kakashiego, patrząc to na jego twarz, to na jezioro. Wiatr smagał jej ciało, powodował, że włosy frunęły na wszystkie strony. Hatake pociągnął raz jeszcze nosem i przetarł wolną dłonią oczy, które zaszkliły się od łez. Haruno zauważyła, że powoli zaczął pokazywać swoją prawdziwą, ludzką twarz.
— Nie miałem czasu, aby zaczekać na wyniki badań. Postanowiłem operować. Wiedziałem, że każda minuta jest na wagę złota, a jeżeli będę dalej czekał, pacjent po prostu umrze. Bez nadziei.
— Dlatego przykładasz taką wielką wagę do decyzji personelu.
— Po prostu wiem, że gdy nie zaryzykujemy, nigdy nie będziemy mogli mieć szansy na uratowanie.
— To całkiem rozsądne - onkolog poprawiła płaszcz. — Jednak nie zawsze jest szansa na ratunek.
— Szansa śmierci zawsze jest w naszym zawodzie — Kakashi skierował wzrok onyksowych oczu na Sakurę. — Chodzi o to, żeby stworzyć szansę życia.


~ * ~


Wyszła z mieszkania na galeryjkę łączącą wszystkie domy i zeszła po schodach, aby wsiąść do zamówionej wcześniej taksówki. Nie lubiła spotkań rady, lecz musiała, jak co miesiąc, pojawić się na zebraniu. Ostatnio naprawiała błędy Kakashiego i miała serdecznie dosyć, ponieważ chciała wreszcie skorzystać z zasłużonej emerytury.
Jednak i ona, jak i Hatake, doskonale zdawali sobie sprawę, że nie wytrzyma chociażby tygodnia bez pracy. Taka już była — pracoholiczka, z bagażem doświadczeń, wypchanym portfelem i zamiłowaniem do hazardu. Chociaż Dan bardzo się starał, aby zatrzymać ją w mieszkaniu, w końcu odpuścił unosząc ręce do góry.
Tsunade pocałowała policzek ukochanego męża i wysiadła pod szpitalem. Dan kierował się do swojej firmy farmaceutycznej, która zmonopolizowała rynek Kraju Ognia.
Tsunade Senju była pięćdziesięciodwuletnią kobietą, wspaniałym onkologiem i przede wszystkim żoną, matką oraz od niedawna babcią. Długie blond włosy spinała w charakterystyczne kuce, które opadały na sporych rozmiarów, jędrny biust. Za młodu podobała się mężczyznom, miała powodzenie i dobrą passę. Chociaż żałowała swojego nałogu, którym był hazard i przed ponad pięć lat uczęszczała na terapię dla uzależnionych.
Szpital Konoha był jej drugim domem, a w pewnym momencie kariery nawet i czymś ważniejszym niż własny, rodzinny. Dan zawsze powtarzał, że kochał ją przede wszystkim za wspaniałe serce i chęć pomagania innym, jednak Tsunade wiedziała, że była cholernie słabą żoną. Teraz, kiedy odeszła ze szpitala, starała się naprawić relacje z córką oraz mężem. Udało jej się, nie z małym problemem, chociaż każdy wiedział, że zawód, który wykonywała, wiązał się z brakiem czasu dla bliskich.
Rada Szpitala była odpowiedzialna za wszystko, co tyczy się tej placówki. Odpowiadała za organizacje, działalność, spokój i wizualną stronę lecznicy. Powołana została kilkanaście lat temu, a po odejściu Tsunade z oddziału, zaproponowano jej stanowisko dyrektora rady.
Po szpitalnym korytarzu roznosił się zapach zupy mlecznej, powodując, że Senju zapragnęła powrócić na oddział. Jednak szybko oprzytomniała, kiedy ujrzała przed oczami twarz Bille i zdała sobie sprawę, że powinna poświęcić wnuczce więcej czasu. W końcu dziewczynka zaczynała chodzić i mówić, a Eri wspominała, że jej córka zawsze mówi tylko słowo "bāchan" — co oznaczało "babcia".
Stukot obcasów obijał się o posadzkę, kiedy kierowała się w stronę windy.
— Tsunade-sama — przywitała ją Shizune i ukłoniła się nisko. Była siostrzenicą Dana i jedną z dwóch osób w tym szpitalu, która tak dobrze ją znała. Drugą oczywiście była Sakura, którą wzięła na studiach pod swoje skrzydła.
— Witam Shizune — pomachała ręką i wsiadła do windy razem z szatynką. — Co słychać w szpitalu? Kakashi jest u siebie? Czy w końcu wyszedł, jak porządny człowiek.
— Dyrektor Hatake przyszedł dokładnie pięć minut temu — powiedziała powoli Shizune, przeczesując ręką włosy. Tsunade wiedziała, że to jest oznaka zdenerwowania.
— Nie musisz się denerwować, nie przyszłam z powodu kłopotliwej sprawy — uśmiechnęła się. — Zamieszanie spowodowane zgonem na sali doktora Uchiha, zostało wyprostowane, a sam komisarz wycofał swój wniosek.
— Całe szczęście — Katō odetchnęła z ulgą, ściskając do piersi kolorowe teczki.
— Czyżby Kakashi posłuchał mojej rady i nie pakował się w kłopoty?
— Wydaję mi się, że...
— Też to zauważyłaś? — Tsunade westchnęła. — Dobrze, że się nie pobili.
— Fakt. Nigdy bym nie pomyślała...
— Że Takayoshi będzie razem z Obito Uchiha knuł za naszymi plecami? — Shizune podniosła brew do góry. — Dlatego został zwolniony. Chociaż oficjalna wersja była całkiem inna.
— Pan Hatake jest wspaniałym dyrektorem.
— To prawda — odpowiedziała Tsunade, wysiadając z windy na najwyższym piętrze. — Jednak ma swoje niekonwencjonalne metody i przez to muszę prostować jego wybryki — westchnęła ciężko przystając przy drzwiach. — Jednak w jego szaleństwie jest metoda.
Tsunade pchnęła drzwi i weszła do środka. Przez całe oszklone pomieszczenie, przechodził kasztanowy stół. Wszyscy członkowie rady już przy nim siedzieli, a ostatnie miejsce, na środku stało wolne, czekając na Senju. Tsunade posłała wszystkim swój nauczony uśmiech numer osiem i zajęła miejsce.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że to będą ciężkie trzy godziny.


~ * ~


Starała się ukryć radość, lecz nie potrafiła, kiedy Sasuke odprowadził ją pod próg drzwi. Założyła czerwony kosmyk za ucho i podniosła wzrok na kardiologa. Chociaż nie zdawał sobie sprawy, był najpiękniejszym mężczyzną chodzącym na tej ziemi, oczywiście według Karin. Milczeli chwilę, zanim Sasuke postanowił się odezwać.
— Dziękuję za wspólny wieczór.
— Może wejdziesz? — zaproponowała Uzumaki, przygryzając zachęcająco wargę. Na jego twarzy dostrzegła wahanie. — Możemy porozmawiać, poznać się lepiej.
— Karin, ja... — przerwał, ponieważ wspomnienia tarasu wypełniły jego głowę. Jakby na żywo miał przed oczami twarz Sakury. Chociaż tak bardzo chciał, nie mógł z nią być.
— Jasne, rozumiem - powiedziała spokojne Karin, z nutą rozczarowania. — Dobranoc Sasuke.
— Poczekaj, chętnie spędzę jeszcze trochę czasu z tobą — powiedział szybko, nim patolog zdążyła pocałować policzek. Następnie pozwolił, aby otworzyła drzwi i wprowadziła go do kawalerki. — Masz ładne mieszkanie — zaczął Sasuke, rozglądając się po pokoju z aneksem kuchennym.
— Jest miłą odskocznią w porównaniu do kostnicy — zażartowała i skierowała się do łazienki. Chciała umyć ręce, a potem wróciła do swojego gościa. — Napijesz się czegoś?
— Herbata wystarczy — odrzekł i usiadł na beżowej kanapie.
Mieszkanie Uzumaki było niewielkie. Składało się z pokoju, aneksu, łazienki i niewielkiego przedpokoju. O ile w ogóle można było nazwać kawałek ściany przedpokojem. Pokój miał jasno zielony kolor, beżową kanapę, stolik kawowy. Kuchnia posiadała drewniany, sosnowy blat oraz butelkowozielone fronty.
Karin przygotowała dwie, czarne herbaty i podała na stolik. Usiadła obok Sasuke, który ściągnął marynarkę. Onieśmielona wspaniałym ciałem kardiologa, starała zakryć włosami rumiane policzki. Uchiha wziął do ręki kubek z herbatą i upił łyk, czując na sobie spojrzenie Uzumaki.
Czy po nim też tak widać, że jest zakochany?
Czy Sakura także dostrzegała to i udawała, że nie sprawia jej to problemu?
— Dowiedziałeś się czegoś o mnie, teraz twoja kolej — zaczęła Karin, kładąc dłoń na udzie kardiologa. Automatycznie zabrała rękę, kiedy obdarzył ją spojrzeniem onyksowych oczu. — Przepraszam, to chyba przez przypadek.
— Spokojnie, to miłe, że chcesz być bliżej — odpowiedział zmieszany, starając się brzmieć naturalnie. W sumie, dotyk kobiety był dosyć... przyjemny.
— Dlaczego zostałeś kariologiem?
— Czy to nie oczywiste? — zaśmiali się. — Poznałaś dzisiaj moją rodzinę, praktycznie sami kardiolodzy.
— Z wyjątkiem twojego brata.
— Tak — Sasuke wziął kolejny łyk. — Itachi od zawsze nie pałał sympatią do kardiologii, poza tym taki jego charakter. Jest buntownikiem. W sumie zawsze go podziwiałem.
— Dlaczego? Przecież nie jesteś gorszy.
— Cieszę się, że tak mówisz — kąciki ust podniosły się do góry. — Był dla mnie wzorem i jest do dzisiaj. Jednak zawsze miałem z tyłu głowy, że wszyscy mnie tylko do niego porównują. Nie zapomnę, kiedy byłem na pierwszym roku studiów, ojciec powiedział, że ma nadzieję, że osiągnę tyle ile Itachi. Chciał, abym był prymusem, tak jak starszy brat.
— Ciężko jest studiować, jak wszyscy wywierają presję — westchnęła Karin i odłożyła kubek na stół.
— Chociaż wiedziałem, że po wybraniu przez Itachiego pediatrii, trochę stracił w oczach ojca, nie chciałem, aby myślał, że idę na kardiologię ponieważ nie wyłamię się z rodzinnej tradycji — urwał biorąc oddech. — Po prostu zakochałem się w kardiologii. Odkryłem, co tak naprawdę w niej widział dziadek.
— Dziadek?
— Tak, Madara Uchiha był kardiologiem z powołania. Domyślam się, że mój ojciec nigdy tego nie zrozumiał i został nim, bo tak powinno się zrobić. Dziadek powiedział mi na trzecim roku, kiedy wybierałem specjalizację, abym spojrzał w głąb siebie i dostrzegł to, czego sam pragnę.
— Naprawdę jesteś niezwykłym mężczyzną.
— Myślę, że Itachi otrzymał taka samą radę — odparł Sasuke, obserwując jak Karin zaczyna się przybliżać. Pierwszy raz chciał ją pocałować. Kiedy przygryzła czerwoną wargę, przestał mieć opory. Pozwolił, aby kobieta przejęła inicjatywę i po chwili pozbyli się ubrań. Kanapa może nie była wygodna, ale w tamtej chwili nie przejmowali się tym. Dla Karin najważniejsze było, że w końcu Sasuke należał do niej.


~ * ~


Mówili na nią "Ani-mru-mru" lecz tylko Sasori doskonale znał jej imię. Maria stała na progu jego mieszkania, które kiedyś również należało do niej, dopóki nie uciekła ze swoim wspólnikiem, gdzieś do Europy.
Mówili tak na nią, ponieważ żaden powierzony jej sekret, nie wydostawała się na światło dziennie. Chociaż Sasori już dawno przestał przejmować się jej zniknięciem, w głębi serca wyczuwał, że kiedyś powróci.
Jednak nie chciał, aby to było w święta, ani tym bardziej kiedykolwiek, kiedy Deidara znajduje się w pobliżu. Ogólnie nie chciał, by ktokolwiek wiedział, kim jest. A tym bardziej, że się spotykają.
— Kto to? — usłyszeli głos Kojiego, który po chwili czknął.
— Nie przedstawisz mnie swojemu koledze? — zapytała, podnosząc prawą brew do góry.
— Po co tu przyszłaś? — Sasori poczuł, że ogarnia go wstręt. Do życia. Do tej chwili. Do niej.
— Wróciłam kochanie.
— Nie nazywaj mnie tak — warknął, stojąc twardo na swoim miejscu.
— Nie wpuścisz mnie do własnego mieszkania?
— Uciekłaś — wycedził Akasuna. — Nie ma tutaj miejsca na powroty. Niech Dimitr przygarnie cię do siebie, w końcu lubiłaś się z nim pieprzyć.
Na policzku poczuł piekący ślad po uderzeniu, które zafundowała mu na progu kobieta. Niewzruszony patrzył w ciemne oczy, w których nie zauważył ani grama skruchy. Tak bardzo różniła się od portretu trzymanego pod białą płachtą.
To było prawdziwe oblicze, realne, namacalne.
— Czemu tak w progu stoicie? — zapytał Deidara, ledwo trzymając się na nogach. — Możesz zaprosić kolejnego wędrowca do środka Sasori?
— Powinieneś posłuchać kolegi — rzekła spokojnie, chociaż Akasuna wiedział, że przybrała maskę, jedną z tych cholernych pięćdziesięciu, które przez lata rozłąki poznał.
— Nie ma potrzeby, pani już wychodzi, pomyliła mieszkania — warknął i zamknął przed twarzą Marii drzwi.
— Stary, czy to czasem nie była?
— Zamknij się — odpowiedział Akasuna i wyrwał butelkę sake z rąk radiologa.
— Chyba to długa historia?
— Niektóre trupy powinny pozostać w grobie.
Mówili na nią "Ani-mru-mru". Przy niej ludzie czuli się bezpieczni, kochani, potrzebni. Myśleli, że ich nie ocenia. Pragnęli by ich pocieszyła, przytuliła, pocałowała. Potrzebowali jej dotyku i łaknęli empatii, którą sztucznie malowała na twarzy.
Sasori usłyszał stukot obcasów i odgłos zamykanej windy. Chociaż starał się opanować, wciąż czuł napływającą do niego falę gniewu. W momencie kulminacyjnym pociągnął kolejny łyk i skierował się do pokoju, w którym pod przecierałem, na stelażu trzymał malunek.
To była chwila, moment, minuta.
Ból, który czuł, pojawił się wraz z kobietą. Trzymając w dłoniach obraz, rzucił nim najmocniej jak tylko potrafił. Płótno przełamało się, a na obrazie pojawiła się rysa.
— Stary, co ty wyrabiasz? — Deidara wpadł do pokoju i przytrzymał Sasoriego. — Daj spokój, nie warto.
Koji trzymał w ramionach ciało Akasuny, które w napływie emocji, poddało się. Czuł, że opada bezwolnie, a do brązowych oczu naleciały łzy, których nie powstrzymywał.
Sasori nie wiedział, że niespodziewana wizyta, tak na niego wpłynie. Nie potrafił dłużej udawać, że przeszłość pozostawił za sobą. Chociaż nienawidził ją przez te wszystkie lata samotności, serce pękło mu na milion kawałków. Załamany ocierał łzy, starał się podnieść. Doskonale wiedział, że to, co zagrzebane, powinno na zawsze pozostać w grobie.



Od K: Napisałam rozdział w jeden dzień, chociaż przysięgałam sobie, że odpocznę od blogosfery, pisania i urządzeń elektronicznych. Dlatego, tak jak obiecałam, dodaję raz na miesiąc i w marcu zapraszam na kolejny, już czternasty rozdział.



Komentarze

  1. Tak króciutko ale za to dzieejeee sieeee. Wowowow. Co ten Sasek! Oj czuje w kościach, że Karin teraz łatwo nie odpuści :D
    Ciekawe wtrącenie wątku Tsunade, ale zdecydowanie najbardziej intryguje mnie Sasori i jego była.
    NIe mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz! <3

      Powoli wracam do żywych i do blogosfery po niewielkim resecie. Come back z nowymi pomysłami, świeżą głową i... mogę zdradzić, że do sierpnia już mam spisane rozdziały i powoli tworzy się wrześniowy dziewiętnasty rozdział ^.

      Co do relacji Karin i Sasuke, będzie skomplikowana i na pewno będę chciała namieszać (jak zawsze) :D

      A jeżeli mi się uda, zdrowie psychiczne i cierpliwość szczególnie pozwoli postaram się, w którymś rozdziale, dodać jakąś retrospekcje związku Sasoriego i Marii. Jednak nie jestem dobra w tego typu rozdziałach, dlatego będę potrzebować zdrowia psychicznego, by nie dostać nerwicy i kurwicy w jednym :x

      Usuń
  2. Mamy dzisiaj i Tsunade wraz z resztą ^^ Fajnie, że dodajesz postacie OC, lubię kiedy pojawia się coś autorskiego w fanfiction. Znów powtórzę : jestem team SasuKarin... No i jestem ciekawa, jak potoczy się historia Sasoriego... Widać, że cierpi...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękuję ♥